Wziąłem i się rozchorowałem! Pierwsz raz odkąd we Wrocławiu mieszkamy... ja już mam dość! Nie chcę już tej gorączki, nie chcę żeby wszystko mnie bolało, chce mieć siłę... na cokolwiek. Bleh. Odradzam latanie po powietrzu przy silnym witrze, ubranym nieodpowiednio. Można się załatwić i potem leży się jak placek cały dzień w łóżku. Bleh. A jak Twoja żona jeszcze w takim czasie non stop pracuje i cały dzień jej nie ma w domu, to w ogóle idzie ześwirować. Blehhh.
A tak chciałem pójść dziś na festiwal filmów krótkometrażowych. No i nie jestem w stanie.
A tak chciałem pójść dziś na festiwal filmów krótkometrażowych. No i nie jestem w stanie.
Tym razem nawet fajnie nam się po autostradach stopowało ;). A nie musiało, bo od Hamburga pewnego razu, unikamy autostrad jak niczego innego. W tym wypadku jednak nie mieliśmy wyjścia.
Szybko złapaliśmy stopa do Zgorzelca, fajnie spędziliśmy wieczór u Eweliny, a rano wspólnie wyskoczyliśmy na wylotówkę w stronę Lipska, do Sonii. Chwilkę to zajęło, ale w końcu zabrał nas niesamowity kierowca ciężarówki, któremu minutę zajęło zdecydowanie się czy nas zabrać czy nie. Wskoczyliśmy w trójkę do TIRa i dojechaliśmy aż pod Lipsk, ale kierowca całą drogę siedział jak na szpilkach, co chwilę przypominając, jak się boi, że zatrzyma go policja i za nadmierną ilość pasażerów będziemy mieli przesrane - wszyscy :).
Szybko dojechaliśmy spod Lipska do centrum jeszcze jednym stopem. Pospacerowaliśmy chwilkę i uderzyliśmy w stronę Sonii mieszkanka.
Okazało się, że Sonia mieszka w dzielnicy, na której podobało nam się najbardziej - jeżeli mówimy o Lipsku. A wieczorem poszliśmy do miejsca, gdzie kupiliśy... wege kebab! Vöner kebab, dokładniej:). Lokal przyciągnął nasz wzrok jeszcze w tramwaju i sugerując się napisem nad drzwiami, mówiącym o wegetariańskim/wegańskim kebabie, weszliśmy niepewnie do środka. W środku zastał nas jednak kawał mięsa kręcący się na tym wielkim szaszłyku... wyszliśmy. Zaczęliśmy pytać ludzi kręcących się wokół - "alles vegan". No to wracamy... i nie wierzymy, na tym ruszcie kręci się niezły kawał... sojowy. A ścinki do bułki :). Podsumowując - rewelacja.
Nie widzieliśmy się za długo z Sonią, która w czasie naszego przyjazdu była nieźle zaganiana. Na drugi dzień wyskoczyliśmy jeszcze na miasto, a później już na wylotówkę. Wieczór i noc spędziliśmy jeszcze z Eweliną u Eweliny:), a rano pojechaliśmy do Opola.
Zrobiliśmy sobie przerwę we Wrocławiu, wyskoczyliśmy szybko do Decathlonu po antywietrzną kurtkę;), bo wiało strasznie, a prognoza pogody, mówiła przed wyjazdem co innego...
Dojechaliśmy do Opola, poszliśmy na kawę, później do Adama, u którego mieliśmy się zatrzymać i... na Konopians:). Liczba osób, która przysżła na koncert, przez cały koncert wahała się między 30, a 60, co nawet nas trochę zaskoczyło. A przez pierwszych 5 utworów Kasia była jedyną tańczącą osobą;). Byłbym drugą, no ale wiecie, żebro;).
Na weekend prosto z Opola pojechaliśmy do Trzebnicy pomalować mur, przy okazji robiąc sobie wege-grilla... (wsunęliśmy we dwójkę 18 kotletów sojowych :D).
Szybko złapaliśmy stopa do Zgorzelca, fajnie spędziliśmy wieczór u Eweliny, a rano wspólnie wyskoczyliśmy na wylotówkę w stronę Lipska, do Sonii. Chwilkę to zajęło, ale w końcu zabrał nas niesamowity kierowca ciężarówki, któremu minutę zajęło zdecydowanie się czy nas zabrać czy nie. Wskoczyliśmy w trójkę do TIRa i dojechaliśmy aż pod Lipsk, ale kierowca całą drogę siedział jak na szpilkach, co chwilę przypominając, jak się boi, że zatrzyma go policja i za nadmierną ilość pasażerów będziemy mieli przesrane - wszyscy :).
Szybko dojechaliśmy spod Lipska do centrum jeszcze jednym stopem. Pospacerowaliśmy chwilkę i uderzyliśmy w stronę Sonii mieszkanka.
Okazało się, że Sonia mieszka w dzielnicy, na której podobało nam się najbardziej - jeżeli mówimy o Lipsku. A wieczorem poszliśmy do miejsca, gdzie kupiliśy... wege kebab! Vöner kebab, dokładniej:). Lokal przyciągnął nasz wzrok jeszcze w tramwaju i sugerując się napisem nad drzwiami, mówiącym o wegetariańskim/wegańskim kebabie, weszliśmy niepewnie do środka. W środku zastał nas jednak kawał mięsa kręcący się na tym wielkim szaszłyku... wyszliśmy. Zaczęliśmy pytać ludzi kręcących się wokół - "alles vegan". No to wracamy... i nie wierzymy, na tym ruszcie kręci się niezły kawał... sojowy. A ścinki do bułki :). Podsumowując - rewelacja.
Nie widzieliśmy się za długo z Sonią, która w czasie naszego przyjazdu była nieźle zaganiana. Na drugi dzień wyskoczyliśmy jeszcze na miasto, a później już na wylotówkę. Wieczór i noc spędziliśmy jeszcze z Eweliną u Eweliny:), a rano pojechaliśmy do Opola.
Zrobiliśmy sobie przerwę we Wrocławiu, wyskoczyliśmy szybko do Decathlonu po antywietrzną kurtkę;), bo wiało strasznie, a prognoza pogody, mówiła przed wyjazdem co innego...
Dojechaliśmy do Opola, poszliśmy na kawę, później do Adama, u którego mieliśmy się zatrzymać i... na Konopians:). Liczba osób, która przysżła na koncert, przez cały koncert wahała się między 30, a 60, co nawet nas trochę zaskoczyło. A przez pierwszych 5 utworów Kasia była jedyną tańczącą osobą;). Byłbym drugą, no ale wiecie, żebro;).
Na weekend prosto z Opola pojechaliśmy do Trzebnicy pomalować mur, przy okazji robiąc sobie wege-grilla... (wsunęliśmy we dwójkę 18 kotletów sojowych :D).
A teraz siedzę w domu i oprócz złamanego żebra, żeby było radośniej, dostałem gorączki;). Także jest spoko :D.
wieczorowo;) robimy test alkoholika z książki Beaty Pawlikowskiej:D / highway hitchhiking office / Lipsk:)
Lipsk... :)
Lipsk....... i wanna w kuchni, czyli atrakcja tygodnia:D
kolory! / youtube party;)... / ...i w drogę dalej
no... i... kawka jeszcze:D
A od koncertu... mamy w głowie takie Radio Konopians :D. Ciągle w głowie nam gra i z ust wyfruwa... podzielimy się zatem;). Bam!Bam!Boom!
wiosna już dorosła, naboje ma w kieszeniach
14:47 Kasia i Przemo 1 Comments Category : Poland
Pojechali sobie Daria z Tomkiem, odlecieli samolotem kilka krajów dalej. By zarabiać pieniądze na podróże, na spełnianie marzeń.
A my tu ciągle jesteśmy, gdzieś na rozstaju dróg, szukając tej właściwej, tej dla nas.
Bardzo ostatnio koncertowo u nas. Pierwszy raz koniec zimy, a początek wiosny obfituje w taką ilość wrocławskich występów na żywo. Zwykle marzec i kwiecień były bardzo ciche koncertowo, czekało się na maj, wysyp juwenalii, różnego typu festiwali, a tym czasem w tym roku, bywamy średnio na dwóch koncertach tygodniowo. Nasze zdjęcia i relacje do obejrzenia są oczywiśćie na wrocławskiej sekcji alternatywnej - wsa.org.pl. W odpowiednich działach :). Generalnie szukać należy po nazwisku Maciakiewicz;););).
Na tej też stronie, znaleźć możecie zdjęcia z weekendowego Marszu (NIE) milczenia wobec przemocy zwierząt, na który wybieraliśmy się, ale.... normalnie, zaspaliśmy;). W ramach przypomnienia, zaczynał się o 13.30... no cóż, po prostu kochamy spać, a i trochę wyleciało nam to z głowy... powinniśmy się wstydzić. Wiemy ;). Ale to kolejne wydarzenie uświadamiające, żeby szanować zwierzęta. Że one również czują, żyją i boją się. A w dodatku są po prostu bezbronne.
Powinniśmy napisać co u nas, prawda? Ale u nas jak zwykle. Niby dużo się dzieje, ale o czym tutaj pisać? Dzieje się to wszystko przecież z dnia na dzień, czasem nawet mamy wrażenie, że zaniedbujemy tego bloga, bo nie piszemy na nim wystarczająco dużo... z drugiej strony nie pisząc, bo mamy wrażenie, że zanudzimy naszą codziennością... ;).
Kupiła mi Kasia czerwone spodnie! To jest niesamowite! W końcu, w moim rozmiarze ;). Spodnie, których szukałem dobre dwa lata... jeśli nie dłużej ;).
I chodzę w nich. Czwarty, czy piąty dzień. Szkoda wrzucić do prania, bo to przecież wymarzone spodnie :D. Smutno się rozstać ;). No i tak chodzę... zobaczymy ile dam radę przed praniem ;).
Sporo pysznego wege-gotowania, ale to przecież od zawsze:). Długie nocne rozmowy do rana, dużo nowej, niesamowitej muzyki w naszych uszach, miłości, bo więcej mamy dla siebie ostatnio czasu, trochę nowych książek przybyło do przeczytania na półce:).
Jedziemy jutro do Zgorzelca, później do Leipzig. Odwiedzić niesamowitych ludzi, za którymi zdążyliśmy się stęsknić:). Czas dla myśli, spokoju, bo złamane żebro na koncercie Farben Lehre lub KSU (ciężko stwierdzić:D), pozwoliło mi na miesiąc odpocząć od pracy... ;);):).
A Kasia wzięła teraz urlop, żeby się mną opiekować, skoro dalej jestem na zwolnieniu, z powodu żebra... ;).
A do tego wszystkiego, jeszcze idzie wiosna... zaczęliśmy już piknikowanie, leżenie na trawie;). Jeszcze musimy przytargać z powrotem hamaki do Wrocławia i będzie wiosna w pełni;).
Przyjemny ostatnio czas. Mimo, że jesteśmy na rozdrożu...;). Szczęście czujemy...
Hmm... cytując GaGa/Zielone Żabki...
A my tu ciągle jesteśmy, gdzieś na rozstaju dróg, szukając tej właściwej, tej dla nas.
Bardzo ostatnio koncertowo u nas. Pierwszy raz koniec zimy, a początek wiosny obfituje w taką ilość wrocławskich występów na żywo. Zwykle marzec i kwiecień były bardzo ciche koncertowo, czekało się na maj, wysyp juwenalii, różnego typu festiwali, a tym czasem w tym roku, bywamy średnio na dwóch koncertach tygodniowo. Nasze zdjęcia i relacje do obejrzenia są oczywiśćie na wrocławskiej sekcji alternatywnej - wsa.org.pl. W odpowiednich działach :). Generalnie szukać należy po nazwisku Maciakiewicz;););).
Na tej też stronie, znaleźć możecie zdjęcia z weekendowego Marszu (NIE) milczenia wobec przemocy zwierząt, na który wybieraliśmy się, ale.... normalnie, zaspaliśmy;). W ramach przypomnienia, zaczynał się o 13.30... no cóż, po prostu kochamy spać, a i trochę wyleciało nam to z głowy... powinniśmy się wstydzić. Wiemy ;). Ale to kolejne wydarzenie uświadamiające, żeby szanować zwierzęta. Że one również czują, żyją i boją się. A w dodatku są po prostu bezbronne.
Powinniśmy napisać co u nas, prawda? Ale u nas jak zwykle. Niby dużo się dzieje, ale o czym tutaj pisać? Dzieje się to wszystko przecież z dnia na dzień, czasem nawet mamy wrażenie, że zaniedbujemy tego bloga, bo nie piszemy na nim wystarczająco dużo... z drugiej strony nie pisząc, bo mamy wrażenie, że zanudzimy naszą codziennością... ;).
Kupiła mi Kasia czerwone spodnie! To jest niesamowite! W końcu, w moim rozmiarze ;). Spodnie, których szukałem dobre dwa lata... jeśli nie dłużej ;).
I chodzę w nich. Czwarty, czy piąty dzień. Szkoda wrzucić do prania, bo to przecież wymarzone spodnie :D. Smutno się rozstać ;). No i tak chodzę... zobaczymy ile dam radę przed praniem ;).
Sporo pysznego wege-gotowania, ale to przecież od zawsze:). Długie nocne rozmowy do rana, dużo nowej, niesamowitej muzyki w naszych uszach, miłości, bo więcej mamy dla siebie ostatnio czasu, trochę nowych książek przybyło do przeczytania na półce:).
Jedziemy jutro do Zgorzelca, później do Leipzig. Odwiedzić niesamowitych ludzi, za którymi zdążyliśmy się stęsknić:). Czas dla myśli, spokoju, bo złamane żebro na koncercie Farben Lehre lub KSU (ciężko stwierdzić:D), pozwoliło mi na miesiąc odpocząć od pracy... ;);):).
A Kasia wzięła teraz urlop, żeby się mną opiekować, skoro dalej jestem na zwolnieniu, z powodu żebra... ;).
A do tego wszystkiego, jeszcze idzie wiosna... zaczęliśmy już piknikowanie, leżenie na trawie;). Jeszcze musimy przytargać z powrotem hamaki do Wrocławia i będzie wiosna w pełni;).
Przyjemny ostatnio czas. Mimo, że jesteśmy na rozdrożu...;). Szczęście czujemy...
Hmm... cytując GaGa/Zielone Żabki...
"Pójdziemy do parku, będziemy się kochać..."
:):):)...
Skąd w nas tyle szczęścia...?