Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Cycling paradise

04:05 Kasia i Przemo 4 Comments Category :

DSCF6027

[PL] Jadąc zatracamy poczucie czasu. Nie jest ono z resztą nigdy takie samo – pracując w Szkocji, gdy dni są niemal takie same, a przemijający czas można rozpoznać po zmieniającej się porze roku, biegnie wtedy szybko. Będąc w Polsce, czas też nie ma stałej. Początek ciągnie się jak guma, tak jak i koniec, ale wtedy jak by ktoś ją puścił i wsytrzelił, pędzi i na nic nie mamy czasu. W podróży jest inaczej, gdy każdy dzień to niewiadoma, gdy za każdym zakrętem czeka nas niespodzianka, czasem długa prosta, lecz zawsze niewiadoma. A ona powoduje najwięcej radości. Sama droga staje się wtedy celem. Lubię widzieć jej koniec, cel, do którego zmierzamy. Dla nas tą destynacją jest Kuala Lumpur, A droga? Choć już na niej jesteśmy od kilku dni, pokazała jak to fantastycznie jest znów podróżować. Pomysł był taki, by prosto z Bangkoku jechać w kierunku Myanmaru, ale jak pisaliśmy już zapewne wiele razy, plany są dla architektów. Nasz uległ zmianie jeszcze przed wyjazdem z Bangkoku. Obraliśmy ciut inny kierunek. No i pedałujemy sobie w kierunku Kambodży. Wydawało by się, że kierunek i droga jest znajoma. Kilka miesięcy temu jechaliśmy nią w przeciwnym kierunku - z Koh Chang do Bangkoku. Wtedy się spieszyliśmy, przejechaliśmy ją szybko i główną drogą. Tym razem postanowiliśmy jechać małymi lokalnymi dróżkami, które na naszej mapie zaznaczone są jako ledwo widoczne szare kreseczki. Jak każdym poprzednim razem, postanowiliśmy nie ryzykować życia i z Bangkoku wyjechać pociągiem. W ciemną noc dopedałowaliśmy na dworzec. Pracownicy dworca biegali jak szaleni z naszymi rowerami z jednego końca pociągu na drugi, pomogli nam je wgramolić do środka i z uśmiechem ich oczy życzyły nam przyjemnej podróży. Prawie pustym pociągiem dojechaliśmy do ostatniej stacji- Ban Phlu Ta Luang.
Założyliśmy sakwy, poprzyczepialiśmy wszystko linkami. Zaczęliśmy pedałować, równo w południe, trzynastego w piątek. Taka data i godzina zapowiada nic innego jak ogromną dawkę szczęścia :).

[EN] When we are cycling we lose track of time. And it’s actually never the same – when we work in Scotland, each day is almost the same and passing time you can recognise from changing seasons, in Scotland time is going very fast. When we are in Poland, time is not constant too. Beginning is getting longer, but the end is so quick, so we have no time to finish anything. During travelling it’s different. Each day is a question mark and it make us happy the most. The way is our object then. I like to see the end of the way, which is Kuala Lumpur this time. And the way? We are on since a few days, and it showed us how beautiful it is to be on the way again. The idea was, to go to Myanmar directly from Bangkok, but as we probably wrote it many times already, plans are for architects. Our plan changed already before we left Bangkok. We have chosen a bit different destination first, so we are cycling towards Cambodia. We could say that the destination and the way we know very well. A few months ago we were cycling this way just in the opposite direction – from Koh Chang to Bangkok. That time we were in rush, we were cycling very quickly on the main road. This time we have choosen to cycling through all these little roads, which are marked on our map as a little almost invisible grey roads. Like each time before, we decided to stay alive and we left Bangkok by train. We cycled through dark night to the train station. Train station workers were running like crazy with us and our bikes from one to the other end of the train, helped us to put them in and their eyes wished us a pleasant journey. By almost empty train we approached the last station – Ban Phlu Ta Luang.
We attached our panniers to the bikes and we began our cycling exactly in the noon, Friday 13th. That kind of date and hour seemed to give us a lot of luck :).

DSCF5775

[PL] Droga przyjemna, mały ruch, szerokie pobocze. Jak się jedzie, wcale nie jest tak gorąco. Ale nie chcemy znów robić powtórki z poprzednigo razu. Jechać prostą, główną drogą, robić 130km dziennie i wyjechać z Tajlandii za 3 dni. Skręcamy przy pierwszym znaku w boczną drogę i zwalniamy. Dojeżdżamy na niemal pustą plażę, zaraz przy małym porcie rybackim. Gotujemy sobie obiad z duszonej paprotki, innych zielonych warzyw i oglądamy zachód słońca. Pierwsza noc na rowerach. Rozbijamy namiot i zasypiamy wśród szumu fal i powiewie przyjemnej nadmorskiej bryzy.

[EN] The way was nice, little traffic, huge road side. And not that hot, when you’re cycling. But we didn’t wanted to do a repeat from last time. Going straight, by the main road, doing 130km a day and leave the Thailand in 3 days. We turned right in the first possibility and slowed down. We arrived to almost empty beach next to the little fishermans port. We cooked a dinner from fern and other green vegetables and watched a sunset. First night on bikes. We have set up our tent and falled in a sleep when listening waves noises and enjoyed a nice wind from the ocean breeze.

DSCF5779 DSCF5781DSCF5782 DSCF5790

[PL] Rano przejeżdżając przez pierwsze miasteczko, zatrzymujemy się żeby zrobić zdjęcia budzącemu się życiu, kawałek dalej kupujemy papaję, a przy kolejnym stoisku tajskie ‘churros’, jadane w porze śniadania. A na koniec zatrzymujemy się to wszystko zjeść :). Słońce pojawiające się z minuty na minutę zaczyna być nie do zniesienia. Żar jaki leje się z nieba odbiera całą przyjemność pedałowania. Przemo znajduje pierwszy lepszy cień i siada. Ciała trzęsą nam się z gorąca, siedzimy pod dachem i tak myślimy co tu dalej zrobić popijając mrożoną kawę, którą kobieta sprzedaje na stoisku naprzeciwko nas. Mamy ochotę się tu zatrzymać, a w kółko nas same hotele. Znajdujemy najtańszy, tragujemy się trochę i zostajemy, dosyć wcześnie by przez resztę dnia cieszyć się miasteczkiem, plażą i basenem :P. Wskakujemy od razu do wody by ochłodzić nasze ciała i ostudzeni wychodzimy przejść się po mieście. Przyglądamy się straganikom wzdłuż drogi, spacerujemy po plaży i podjadamy pyszne rzeczy ;). Mijamy jeden ze straganów, ale po chwili cofamy się do niego kilka kroków. Na całym wybrzeżu sprzedają zawiniętą i grillowana w luściu bananowca mieszankę, która wydaje nam się iż jest miksturą bananów i słodkiego klejącego ryżu. W trzech kolorach – o smaku taro, pandanowca i kokosa. Polubiliśmy to na tyle, że podjadamy to nawet teraz, pisząc tą notkę kilka dni później…

[EN] In the morning when we were passing a first little town, we stopped to make a few pictures of waking up life, we bought a papaya and a few Thai ‘churros’ to eat for breakfast. The sun was going higher and higher and cycling was getting hard. The heat coming from the sky is stealing all the pleasure from cycling. Przemo sat down on the first shadow. Our bodies started shaking because of the heat and we were sitting and thinking what to do with nice and cold ice coffee from the stall on the opposite side of the road. We felt like staying in this town, but there was so many hotels around. We found the cheapest, we bargained a little and stayed there, early enough to enjoy almost a whole day to enjoy the town, beach and a swimming pool :P. We jumped in immediately to cool down our bodies and cooled down we went to the town. We walked along the stalls along the street, we walked along the beach and we ate deliscious things ;). When we were passing on of these stalls we’ve seen something interesting and came back. All the way along the coast they’re selling wrapped in banana leaf and grilled mixture which looks and taste like mix of bananas and sweet sticky rice. In 3 colors – in taste of taro, pandan and coconut. We liked it so much, that we eat it even now, when we write that note a few days later.

DSCF5794 DSCF5798OLYMPUS DIGITAL CAMERA DSCF5806

[PL] Spanie w hotelu zawsze źle się kończy, wygodne i miłe łóżko nie pozwala się opuścić zbyt wcześnie. Ruszamy jednak dalej, z bocznych dróg zjeżdżamy w jeszcze bardziej boczne, aż jedziemy przed siebie po polnych ścieżkach. Trafiamy pomiędzy zbiorniki z hodowlą krewetek, a droga którą mieliśmy jechać zamknięta jest bramą z grubym łancuchem i jeszce większą kłódką. Pytamy kogoś pracującego nieopodal którędy moglibyśmy przedostać się dalej, ale niespecjalnie umie nam wytłumaczyć. W końću proponuje żebyśmy wrzucili rowery na pakę jego pick-upa i przewozi nas przez labirynt polnych ścieżek i palm pełnych kokosów na drogę w naszym kierunku.

[EN] Sleeping in the hotel is never a good idea – nice and comfy bed don’t want to be left so quickly. We left finally, and from the little roads we turned to unpaved roads between fields and prawns farms. Finally we’ve got to the place where our road was closed, with huge chain and even bigger lock. We asked about direction someone who was working next to us, but he didn’t really know how to explain it to us. Finally he offered to put our bikes on his car and he gave us a lift through this labirynth of fields and palms full of coconuts and dropped us on the way to our direction.

IMG_0536 IMG_0544

[PL] W jedne z wiosek kupujemy pysznego ananasa, później w kawiarni przeczekujemy najgorszy upał i wieczorem przy jednej z plaż w podwórku pomiędzy budynkami pytamy właścicielki biznesu pt. “toaleta 5 baht, prysznic 10 baht” czy moglibyśmy rozbić sobie na trawie namiot. Za chwilę schodzi się jeszcze kilka kilka kobiet, aż w końcu przychodzi mężczyzna i decyduje, że możemy zostać. Rozbijamy sobie namiot, idziemy pomoczyć się w ocenie, gotujemy obiad i idziemy spać, a w nocy na szczęście pada i robi się trochę chłodniej.

[EN] In one of the villages we bought a juicy pineapple and later in the cafe we wait until the hardes heat disappeared and in the evening next to one of the beaches between the buildings we asked the owner of business called “toilet 5 baht, shower 10 baht” if we could put our tent on the backyard. Few womans joined our conversation in a while and finally the man appeared and decided that we can stay. We have set up our tent, went to the ocean, cooked a dinner and wnet for a sleep. Luckily some rain appeared during the night and cooled the air a little bit down.

DSCF5848 DSCF5854DSCF5868 DSCF5876

[PL] Kolejnego dnia przejeżdżamy tylko 14km. Z samego rana przejeżdżamy przez malutkie miasteczko Laem Sadet i przy parku rzuca w oczy nam się znak z namiotem…
Zostaliśmy. Mieliśmy zostać tylko jeden dzień, a mamy już piąty. W miłym parku, za 4zł, kilkadziesiąt metrów od plaży, z którego codziennie gdy zasypiamy słychać ocean.

[EN] The next day we cycled only 14km. In the very early morning we were passing a little town called Laem Sadet and next to the park we’ve seen a little sign with the tent on the picture…
We stayed. We wanted to stay only one day, but it’s fifth already. In a nice park, for 1 euro, about 50m from the beach, with waves noises everyday before we fall in a sleep.

DSCF5903

[PL] Miejsce jest naprawdę cudowne, a miasteczko jest opustoszałe. Nie ma tu praktycznie turystów, lokalni ludzie nas rozpoznają, a w dodatku mamy już tutaj przyjaciół :).
Gdy pierwszego dnia pojechaliśmy kilka kiolomtrów dalej popływać w oceanie z wody na kompletnie pustej plaży wyskoczył człowiek i zaczął do nas rozmawiać…

- Hej, jestem Hash, skąd jesteście?
- Z Polski…
- To wy rozbiliście dzisiaj rano tam namiot, co nie?
- yy… no, to my…
- No! Ja właśnie rano leżałem tam sobie niedaleko na hamaku i widzę, oo, obcokrajowcy rozkładają namiot, może powinienm im powiedzieć cześć… ale pojechaliście, myślę sobie, napewno Was spotkam! A teraz pływam sobie, patrzę i śmieję się sam do siebie, co za szalona dziewczyna próbuje wspiąć się na palmę i zerwać kokosa! A potem zobaczyłem rowery i oo.. to ci sami ludzie! :) Słuchajcie ja tu codziennie pływam popołudniami, wadnijcie może w okolice o tej samej godzinie, może wpadniecie do mnie, poznacie moją żonę, dzisiaj jej nie ma, ale jutro będzie… i w ogóle…

No i tak rozmawialiśmy chyba z 20 minut, aż pożegnaliśmy się i umówiliśmy się na kolejny dzień. Nie zdążyliśmy przejść 200m, tym razem podjechał z drugiej strony.

- Nie, słuchajcie, chodźcie do mnie teraz, dam Wam może jakieś mapy i w ogóle…

No i pojechaliśmy. Pokazał nam jego niesamowity dom, w całości zrobiony ze zrecyklingowanych palet, niesamowity ogród pełen tajskich ziół i owoców, rozmawialiśmy długo i umówiliśmy się na kolejny dzień.
Kolejnego dnia wpadliśmy na herbatę, poznaliśmy Kantę, jego żonę i herbata zajęła nam dobrych kilka godzin. Kolejnego dnia spotkaliśmy się o 6.30 rano, bo Hash miał urodziny i zaprosił nas żebyśmy dołączyli do jego porannego rytuału obdarowania lokalnych mnichów jedzeniem, a wieczorem zaprosili nas na obiad, bo Kanta jest kucharką. Ależ niesamowitego, tajskiego jedzenia przyszło nam spróbować! My również przynieśliśmy ze sobą ugotowaną okrę w pomidorach i ucztowaliśmy przez dobrych kilka godzin, przegadując miliony tematów. Kanta oprowadziła nas też po ogrodzie, opowiedziałą o wszystkich ziołach i poszła z nami na lokalny targ odpowiedzieć na wszystko o co chcieliśmy się spytać. Kanta ma 48, a Hash 62 lata, ale oboje sobie niesamowicie młodzi duchem! Kolejnego dnia Hash poprosił nas żebyśmy pomogli mu trochę przy domu, a wieczorem zaprosili nas do lokalnej knajpki na obiad i znów nasze podniebienia niemal jęczały z rozkoszy… Niesamowicie ludzie, z którymi spędzamy niesamowity czas!

[EN] The place is really lovely and town is empty. There is almost no turists, local people recognize us and we even have a friends here already :).
When in the first they we went to the beach a few kilometers from here, on the completely empty beach this guy appeared and began conversation with us

- Hi, I’m Hash, where are you from?
- From Poland…
- That was you who put up the tent this morning, am I right?
- eee… yes, that was us…
- Yes! I was lying in my hammock this morning and I saw you, and I thought, oo, foreigners are placing their tent, maybe i should say Hi to them… but you cycled away, I thought, for sure I would meet you again. And now I’m swimming and I see, some crazy girl is trying to climb up that palm to get the coconut, and I’m laughing to myself! And then I saw your bikes and I see that’s the same people who placed their tent there. Listen, this is my spot, I’m swimming here each afternoon, maybe you would come here tomorrow again, I could invite you to my house, you would meet my wife, she is away today but she will be back tomorrow, we could meet and everything…
And we were talking like that for about 20 minutes, we said good bye, made this appointment for the next day and everything. After our walk for not even 200 meters, the guy appeared from the other side :).

- Listen, come to my house now, maybe I will give you some maps and everything…

So we went there. He showed us his amazing house, made from recycled palets wood, amazing garden full of thai herbs, vegetables and fruits, we talked a lot and we said we will come next day to visit them.
Next day we appeared for a tea, we met Kanta, his wife, and that tea took us a few hours. Next day we met at 6.30 in the morning, because Hash had a birthday and he invited us to go together to give a food and gifts to the local buddhists and they invited us for the dinner in the evening because Kanta is a Chef. We tasted so much unbelievably delicious food from her and also brought a meal which we cooked on our stove, which was some okra with chilli and tomatoes and we were eating and talking about thousands of topics for hours. Kanta also showed and explained us all the herbs in her garden and in the other day she went to the local market with us to answer our questions about herbs, vegetables and everything we didn’t know. Kanta is 48 and Hash is 62, but their spirit is sooo young! The next day Hash asked us if we could help him a little bit with the house which was a real pleasure and then they invited os to the local little restaurant. Our mouth was again just screaming from the pleasure of food taste… They are amazing and we have so amazing time with them!

DSCF5972 DSCF5981DSCF5987DSCF6016 DSCF6024

[PL] A poza tym moczymy się w oceanie, gotujemy sobie, byliśmy na okolicznym targu i odwiedziliśmy lokalny projekt Kung Krabaen Bay, w którym jest tyle rzeczy, że ciężko je opisać! Ogromna część poświęcona jest ekologicznej uprawie warzyw i owoców, które bardzo tani można kupić w sklepiku przy, są hodowle krewetek, jest wieża badająca tsunami, założenie lasów namorzynowych i ogromna masa innych rzeczy, których poziom jest naprawdę niesamowity!

[EN] Apart from that we are poaching ourselves in the ocean, we cook, we went to the local lovely market and we visited local royal project called Kung Krabaen Bay, where is so many things, that is hard to describe! Big part is used for ecological cultivation of vegetables and fruits, which very cheaply you can buy in a local shop. There are prawns farms, there is the tower checking tsunami, mangrove forest and so meny another things which are so well maintained!

DSCF5906 DSCF5922DSCF5951 DSCF5956DSCF5963 DSCF5966 DSCF5967DSCF5970 DSCF5988DSCF5992 DSCF5998DSCF6001

[PL] Znaleźliśmy swój mały raj i szczerze mówiąc nie wiemy kiedy się stąd zbierzemy :). A dzisiaj chyba oprócz naszego namiotu będziemy mieli chyba wizytę skautów, bo właśnie koło naszego rozłożyło się jakieś 45 namiotów :D.

[EN] We found our little paradise and honestly we don’t really know when we will go further :). And today apart from our tent we will have proabably scouts around, because just next to our one people set up about 45 another ones :D.

RELATED POSTS

4 comments

  1. Swietne zdjecia, tekst pisany bez napinki, jeszcze moge czytac po angielsku. Mega! :) powinniscie wydac ksiazke :p

    ReplyDelete
  2. Super miejscowki i ekstra notka :)

    ReplyDelete
  3. Gdzie wyladowaliscie na swieta?:) o ile je uznajecie i obchodzicie

    ReplyDelete
  4. Na plaży :) Tej samej, która jest w notce. Ale już jutro jedziemy dalej!

    ReplyDelete