3-city
Pierwszego dnia wiosny... zima. Ale to nic. Postopowaliśmy sobie do Gdańska, a ostatecznie nawet do Sopotu. Droga szybka, lekka i przyjemna - jak na Polskę przystało:) z epizodem 2 godzinnej przerwy na sen w TIRze pierwszy raz w Polsce i pierwszy raz na górnym łóżku... ;).
Dojechaliśmy na kolosy, na których miało być ciasno, tłoczno i duszno, a okazało się, że przenieśli je do nowej super dużej hali i wszyscy się ładnie pomieścili.
Opowieści, przygody i zdjęcia... tak chłonęliśmy z pasją przez 13 godzin prezentacje kolejnych ludzi, że od siedzenia mamy teraz zakwasy na pośladkach ;).
No... ale czekaliśmy szczególnie na prezentację jednej niesamowitej osóbki! I po kilku godzinach doczekaliśmy się. I była bajeczna!! Pomimo zapalających się świateł, znikających zdjęć i podobno zestresowanej tym autorki:). Prezentacja niesamowita! Taka radosna, prawdziwa i z serca! I taka magiczna... jak Beata!
Dzień później pograliśmy sobie w kręgle z rodzinką i poszliśmy obejrzeć rozdanie kolosów i nagród dla oddających głosy, ale na drugie się nie załapaliśmy, bo zapomnieliśmy zagłosować... znaczy przyszliśmy po 16.00 i już od nas nie chcieli głosów przyjąć :(.
No, a wieczór i noc mieliśmy w końcu przyjemność:) spędzić z niesamowitymi Beatą i Łukaszem... poznając przy okazji w supermarkecie pół Sahary ;).
I tacy chodzimy pouśmiechani od tego czasu, zarażeni radością i pozytywnie rozpierającą energią tej malutkiej niesamowitej osoby! (malutkiej, określenie Kasi - niższej od niej:). Po prostu magia...
A w poniedziałek pofascynowaliśmy się trójmiastem, potaplaliśmy się w Bałtyku i pograliśmy w monopol;).
A teraz właśnie zbieramy się na grób Kingi Choszcz, wyspę Sobieszewską i wieczorem na śpiew intuicyjny z Beatą:).
Co się jeszcze wydarzy w trójmieście? Nie wiemy, ale niech się dzieje:):).
0 comments