Siem Reap
[PL] Całe 180km pedałowania do Siem Reap mówiliśmy sobie co będziemy jeść jak dojedziemy wieczorem na miejsce. Nic takiego jednak się nie stało, bo nasz guesthouse był kilka km za miastem, było ciemno, a wokół nie było nic. W guesthousie trochę jakby się zdziwili że przyjechaliśmy, nie wiedzieli za bardzo kim jesteśmy, mimo że wcześniej wymienialiśmy e-maile i w ogóle nie było to najlepsze zakończenie dobrego dnia. Trochę zmęczeni i zawiedzeni brakiem fajerwerków, wzięliśmy prysznic, zjedliśmy puszkę orzeszków, która jechała z nami w sakwach na czarną godzinę i poszliśmy spać. Nie żebyśmy spali dobrze, bo oprócz tego nic, które było dookoła hotelu, była jeszcze główna droga, którą co chwilę przejeżdżały głośne pojazdy (a Khmerowie kochają klaksony, i kochają jak są głośne), były też nocne psie wiadomości i koguty, które tak jak my musiały mieć ciężką noc i piały od 3 nad ranem. Po pokoju łaziły armie mrówek, a w łazience nikt nawet nie sprzątnął rzeczy po poprzednich gościach, choć to można by zaliczyć akurat na plus, bo zadobyliśmy poręczną i darmową kosmetyczkę, wraz z zawartością. Rano opuściliśmy progi naszego zacnego miejsca i pojechaliśmy szukać miejsca, które miałoby w ofercie możliwość spania w nocy.
Gdy krzątaliśmy się między hotelikami i guesthousami z jednego zaczęli wołać nas ludzie…
- o, Wy też jesteście w podróży rowerowej?
- jesteśmy…
- jesteście Holendrami?
- …nie, jesteśmy z Polski, a co, spotkaliście jakichś Holendrów na rowerach?
- my jesteśmy z Holandii i też jesteśmy w podróży rowerowej!
I tak oto poznaliśmy kolejną parę Holendrów na rowerach. Co prawda byliśmy tak zmęczeni, że ledwno byliśmy w stanie sklecić jakieś sensowne zdania, ale dowiedzieliśmy się, że ich 10-tygodniowa podróż już się kończy, że oni z Battambang przyjechali łódką i zrobili duże oczy gdy nie omieszkaliśmy pochwalić się, że my też wczoraj jechaliśmy z Battambang, ale rowerami i ustanowiliśmy nasz nowy dzienny rekord :P.
Chodziliśmy od jednego miejsca do kolejnego, wszędzie nie mieli miejsca, aż w jednym znalazł się ostatni pokój. Za 5$. To był ten dla nas! Malutki, ze wspólną łazienką na zewnątrz, ale w drewnianym budynku i bardzo przytulny ze wspólnym tarasem, który robił nam za salon, a w pokoju tylko spaliśmy. W pokoju latało trochę komarów, więc rozłożyliśmy sobie na łóżku namiot :P. Zakochaliśmy się w tym miejscu!
[EN] All the 180km from Battambang to Siem Reap we were saying what will we eat when we wil arrive in the evening. But nothing of that happened, because our guesthouse was a few km out from the city, it was totally dark and there was nothing around. Staff was some kind of surprised of our arriving, they didn’t really know who we are, even if we exchanged some e-mails before and generally it wasn’t good end of a nice day which we actually expected. A bit tired and disappointed of no fireworks we took a shower, ate can of peanuts which we were carrying for a rainy day, and went to sleep. It wasn’t a good night for sleeping, because apart from nothing around, there was a main road and there was loud traffic all night (and Khmers love their horns, and they love them loud), dogs were barking all night and roosters had probably a hard night too, as they began crowing at 3 o’clock in the morning. There was army of ants in the room and in the bathroom they didn’t even cleaned things which were left by previous guests, but it was actually a plus, as we’ve got a handy cosmetic bag with everything inside. In the morning we left our lovely place and cycled to find a place, which would have sleeping possibility during the night on offer.
When we were bustling among all these hotels and guesthouses, someone said hello form one of these places…
- hi, are you on bicycle travel too?
- yes, we are…
- are you Dutch?
- …no, we are from Poland, why, did you met some Dutch cyclists already?
- we are Dutch! And we are on bicycle tour too!
And this is how we met another Dutch cyclists. Actually we were really tired, so we couldn’t say properly a sentence, but converesation was nice, and they said that was their ending of 10-weeks trip and the day before they took a boat from Battambang to here, and they made a big eyes when we obviously didn’t abstain to boast that we left Battambang yesterday too, but we were cycling and yesterday we cycled our longest one-day distance ever :P.
We were going from one hotel to another, but they were full everywhere until finally in one, called happy guesthouse they had last room available. For 5$. That was something for us! Very tiny and modest, with shared bathroom outside, but in wooden building, very homely, with terrace which we have adapted as our living room and we were going to the room just when we were going to sleep. We had some mosquitos inside, so we placed our tent on the bed :P. We falled in love with that place!
[PL] Wyobraźcie sobie miasto, które nie powinno istnieć. Jakby pustynia wokół, wszędzie, aż tu nagle w środku niczego wyrasta miasto pokroju Bangkoku. Takie mniej więcej mamy uczucia co do Siem Reap. Większość czasu w Kambodży jedzie się przez wsie, pola, a miasta jeśli są, to nie za duże i wtapiają się w otoczenie. Aż tu nagle pojawia się Siem Reap. Przypominające raczej południwo-francuskie lub południowo-hiszpańskie miasta w szczycie sezonu turystycznego. Centrum wygląda zupełnie nierealnie w Kambodży. Odrestauowane francuskie kamieniczki, zaadaptowane na restauracje, puby, spa, hotele, wyposażone sklepy i wszystko inne co można znaleźć w Europie. Wąskie, zadbane uliczki, nieprzebrane masy turystów. Otoczone nocnymi bazarami, które ożywają dopiero po zmroku wabiąc kambodżańskim jedwabiem, pamiątkami masowej produkcji rozprowadznymi po całej Azji południowo-wschodniej, ładnie zapakowanymi przyprawami by kupić w prezencie i całą masą mniej lub bardziej potrzebnych/niepotrzebych szpargałów.
Można zjeść obiad w dobrej restauracji, wieczorem spędzać godziny siedząc w wąskich uliczkach i knajpkach rozciągniętych wzdłuż pasażu niczym w Sevilli, a po ciężkim dniu pójść na relaksujący masaż w przyjemnym i pachnącym wnętrzu, któregoś ze spa. Albo pójść do kawiarni na tartę albo nieziemski sernik z czekoladą niczym z Paryża. Bańka mydlana w środku Kambodży.
I niby wszystko jest OK, całkiem nam dobrze w tym otoczeniu, gdy chcemy kilka dni odpocząć, ale z drugiej strony jest to straszne, przyjemny świat, który utrzymują turyści, supermarkety pełne wszystkiego na co tylko możesz mieć ochotę, wszystko. Wszystko, na co jest niedostępne dla większości Khmerów, rykszarzy czekających godzinami, by podwieźć gdzieś turystę za dolara, ludzi pracujących w kambodżańskich fabrykach, a do których się strzela, gdy wychodzą na ulicę manifestować, by zarobić trochę więcej niż 80 dolarów miesięcznie, ludzi mieszkających na wsiach i uprawiających swoje pola, wszystkich uśmiechniętych ludzi, od których przy drodze kupowaliśmy sok z trzciny cukrowej podczas pedałowania w Kambodży.
[EN] Imagine the city, which shouldn’t exist. That kind of city like Bangkok which would be in the middle of desert. Thats our feelings about Siem Reap. Most of the time in Cambodia we were cycling along villages or fields. Cities, if there were some, were not too big and looked more less like the rest. And immediately Siem Reap appeared.
Looks more like a south-french or south-spanish city in the middle of touristic season. Center of the city looks completely unrealistically in Cambodia. Renovated french buildings, turned into restaurants, pubs, spa, hotels, shops and whatever else you can find in Europe. Narrow, well maintained streets and thousands of tourists. Surrounded by night markets, which are getting alive after sunset and are luring by cambodian silk, mass production souvenirs which you can buy all around SE Asia, nicely packed spices perfect for a gift and dozens of other useful or useless things.
You can eat a dinner in good restaurant, spend your evening having a snacks or beer in one of dozens other pubs or restaurants spreaded along the street like in Sevilla, and after a long day have a massage in fragrant and cozy interior of one of the spa. Or go to cafe and have a tart or chocolate cheesecake like from Paris. Soap bubble in the middle of Cambodia.
And it seems that’s all OK, we have a good time here, as we really wanted to take rest. But from the other point it’s really terrible, pleasant world, which tourists keep alive, supermarkets where you can buy everything you would like, everything. Everything what is unavailable for most of Khmers, for tuk tuk drivers, who wait for hours to give a ride for tourists for 1$, for people who work in cambodian factories, and to whose police is shoting, when they manifest on the streets with hope to earn more than 80$ per month, for people who live in all these villages and work on these fields, for all those smiling people from whose we were buying a sugarcane juice along the road during cycling around Cambodia.
[PL] Siem Reap wygląda tak jak wygląda, ze względu na Angkor, o którym jeśli ktoś nie wie, więcej przeczytać sobie może tutaj. Po dojeździe do Siem Reap byliśmy trochę zmęczeni, więc stwierdziłam, że z wizytą w Angkor poczekam do poniedziałku. I była to słuszna decyzja. Gdy w poniedziałek podjeżdzałam do kas, nie było tam nikogo! Aż się trochę zmartwiłam, że może zamknięte? Po prostu miałam szczęście. Angkor zachwyca rozmiarem, około 400km2 terenu, które niegdyś było miastem pobudza wyobraźnię. Część z zachowanych zabytków jest bardzo zniszczona, część zachowana naprawdę dobrze. Mnie najbardziej poruszył Bayon, który był rzekomo świątynią. Na ścianach dookoła pierwszego poziomu wyrzeźbiona jest historia, która zdaje zaczynać się od wejścia idącego wprost od bramy śmierci - na murze otaczającym Angkor Thom - i ciągnie się chyba ponad kilometr. Wyraźnie widać wyrzeźbione postaci, walki, zwierzęta. Nie wiemy co dokładnie dzieje się na płaskorzeźbie, bo w niektórych miejscach jest bardzo zniszczona, wilgoć i czas na steatycie zrobiła swoje. Obrazy są bardzo realne, a gdyby nie słonie, mogłoby się to dziać i dziś. Te same co dziś wozy dwukołowe ciągnięte przez krowy, ludzie zbierający ten sam lotos w wodzie. Wszystko uchwycone z najmniejszym detalem.
Na poziomie wyżej i kolejnym, otaczają nas twarze skierowane w czterech kierunkach, podobno jest ich około 200, na 37 wieżach które pozostały. Podobno jest to podobizna Lokesvara, ale tak naprawdę to większość Kmerów, których mijamy każdego dnia ma właśnie taką twarz, a gdy śpią, identyczną minę.
Miałam bilet na trzy dni, Przemo tylko na jeden. Ale nawet w trzy dni nie sposób jeżdżąc rowerem zobaczyć wszystkiego. Część z nich jest doskonale ukryta i tylko dzieciaki panoszące sie wszędzie wiedzą jak do nich dotrzeć. Tak naprawdę nie sposób też tego wszystkiego opisać, magii panującej w niektórych z tych miejsc, ciszy lub śpiewających wokół ptaków.
[EN] Siem Reap looks like it looks, because of Angkor. If someone don't know too much about Angkor then just click here. After arriving to Siem Reap we were tired a bit, so I decided that I'll wait with visiting Angkor until Monday. Such a good decision it was! When on Monday I was approaching that place to buy the ticket, it was nobody there! I was even a bit worry if that's closed? I was just lucky. I was impressed by Angkor's area, which is about 400km2, which many centuries ago was a city. Some of monuments is damaged, but some of them are in surprisingly good condition. I was touched the most by Bayon, which allegadly was a temple. On the walls around first level, there are stories carved, which began from entrance opposite to death gate - on the walls around Angkor Thom - and follow the walls all around probably for over a kilometer! You can see very sharp carvings of people, wars, animals. We don't know exactly what is happening on relief, because in some parts it's damaged by time and moisture. Images are very realistic, and if not elephants on it, these stories could happen even today. Same two-wheeled carriages carried by cows, people collecting lotus from the water like today. Everything carved with care of every detail.
On first and second level above, we are surrounded by faces looking in 4 directions, there is about 200 of them on 37 towers. Allegadly that's face of Lokesvara, but actually most Khmers has very simillar face, and when they are sleeping, they have exactly the same face expression.
I've had a ticket for 3 days, Przemek for 1. But even during 3 days it's impossible to see everything on bicycle. Some of these temples are very well hidden and only kids around know how to get there. And it's also impossible to describe this experience in words, magic which you can feel inside of some of these temples, silence or singing birds.
[PL] Mieliśmy w planach zostać w Siem Reap tylko 3 dni, ale jak zwykle nam nie wyszło :P Wyszło w okolicy tygodnia, ale szczerze to już straciliśmy rachubę. Oprócz włóczenia się po mieście byliśmy jeszcze na farmie jedwabiu. Na takiej farmie można zobaczyć cały proces powstawania jedwabiu, od larwy jedwabnika, aż do ręcznie robionego szalu i jest to proces czasochłonny, bardzo ciekawy, ale nie wegetariański. Na początku larwy karmione są liśćmi morwy, następnie przeistaczają się w kokon, który wygląda jak chaotyczna plątanina nici, a w rzeczywistości jest owinięty trzema rodzajami jedwabiu. Później kokon się suszy, a następnie gotuje w 84 stopniach. W trakcie gotowania nić jest odwijana, zawijana na wielką szpulę i w zależności od jakości jedwabiu jest segregowany, farbowany, a następnie gotowa nić czeka na ręczne zaplatanie w szal lub inny produkt.
Innego dnia wybraliśmy się do ogrodu z motylami oddalonego niecałe trzydzieści kilometrów od miasta, gdzie ludzie nie za bardzo mogli zrozumieć, że nie zajechaliśmy jadąc gdzieś po drodze, ale przyjechaliśmy z Siem Reap specjalnie, żeby pooglądać sobie motyle.
Miło nam tu zleciał czas, ale jutro się zbieramy i powinniśmy już jutro dojechać do Tajlandii. Trochę ostatnio powypadaliśmy ponad naszy budżet, który wynosi 10$ dziennie na osobę, więc w Tajlandii będziemy oszczędzać :P.
[EN] We had a plan to stay in Siem Reap just 3 days, but as usually we stayed longer :P. It finally turned to about a week, but honestly we’ve got lost in counting. Apart from walking around the city, we also went to silk farm. On that farm you can see whole process of silk production, from silkworms to handmade scarfs and it’s a long time process, very interesting but not vegetarian. In the beginning silkworms are feeded by mulberry leaves, after that them are turning into cocoon, which looks like tangle of threads, but in fact cocoon is wrapped in 3 kinds of silk. After that they dry cocoons and after that cook in 84 degrees. During cooking thread is unwrapped from cocoons and wrapped onto big spools and according to quality it’s segregated and dyed. After all of that final thread is turned into scarf or anything else by hands.
The other day we went to butterflies garden, which was about 30 km out from the city, where people couldn’t really understand that we are not on the way to anywhere, but we cycled all that way just to see this buttefrlies garden.
That was a pleasant time here, but we go away tomorrow and we suppose to be back in Thailand tomorrow. We were going a bit over our daily budget lately, which is 10$/day per person, so in Thailand we will have to economize :P.
1 comments
Co za fantastyczne miejsce - Angkor.
ReplyDeletePiękne zdjęcia i niesamowita atmosfera. Pozdrawiamy Was serdecznie.