First touch of Malaysia, Pierwsze wrażenia z Malezji
[PL] Przekroczyliśmy granicę. Łatwą i przyjemną. Szybka pieczątka, 90 dni pobytu, żadnej wizy, żadnych dolarów i problemów. Dawno nie przekraczaliśmy takiej granicy w Azji. Tymrazem na szczęście nie musieliśmy zmieniać strony…
Po chwili czekało na nas 200m wzniesienia, które zrobiliśmy w jakieś 30 minut i po drugiej stronie czekał na nas przyjemny zjazd.
[EN] We crossed the border. Easy and pleasant. Quick stamp, stay up to 90 days, no visa, no dollars, no problems. We haven’t crossed such a border for a long time in Asia. Luckily this time we didn\t have to change side of the road…
After a while we had 200m uphill, which we menaged in about 30 minutes and on the other side tthere was a nice downhill waiting for us.
[PL] Alfabet przybrał znajomą postać, zaczęliśmy cieszyć oczy przypadkowymi napisami i odkrywać, że w Malezji będzie nam całkiem łatwo, bo słowa czyta się tak jak w Polsce, a sporo jest naprawdę podobnych. Drogi się zmieniły, są bardziej jak w Polsce, ciągle ok, ale idealny gładki asfalt zniknął razem z Tajlandią.
Od kilku dni byliśmy ciągle niedospani i robiliśmy się naprawdę zmęczeni. To był 6 dzień jazdy z rzędu po min. 100km, ciągle w upalnym słońcu, większość pod wiatr i ciągle po jakichś pagórkach, a w ogóle to z rowerów nie zsiadaliśmy od dwóch tygodni, bo nawet jak “odpoczywaliśmy” na Phuket to robiliśmy 60km dziennie po wyspie. Stwierdziliśmy, że naprawdę trzeba odpocząć chociaż 1 dzień i pomyśleliśmy, że zatrzymamy się w Alor Setar, mieście położonym jakieś 100km od granicy.
Po drodze musieliśmy wymienić jakieś pieniądze. Pierwsze miasto – Kangar – było po czterdziestu kilku kilometrach. Tam ktoś nam powiedział, że najbliższy kantor jest w Kuala Perlis, kolejnych 13km dalej, niekoniecznie po drodze. No ale pojechaliśmy. Tam się udało i pomyśleliśmy, że możemy pojechać wzdłuż morza i na Alor Setar skręcić pod koniec. Nic z tego. Nie mieliśmy mapy, bo w Tajlandii kupienie mapy Malezji graniczy z cudem – szukaliśmy długo, mają różnych krajów w Azji, Australię, kraje w Europie, ale Malezji – brak. No więc jechaliśmy tak w sumie bez, za znakami na drodze. A te kazały nam się wrócić – pod wiatr – prawie do Kangar (4km od) żeby wjechać na drogę nr 1. Dołożyć do tego nasze zmęczenie i myślałem, że wyjdę z siebie. Ale przynajmniej mieliśmy pieniądze.
Pod wieczór doczołgaliśmy się do Kangar i zaczęliśmy szukać hotelu. Ale nas zdziwiło! Hotele w Malezji są cztery razy droższe niż w Tajlandii i cztery razy gorsze! Ostatni raz pokoje w takim stanie widziliśmy w Indiach… brudne, śmierdzące i straszne. I do tego za cenę, za jaką w Tajlandii wynajmowaliśmy nasz domek marzeń. Byliśmy ledwo żywi, objechaliśmy całe miasto dwa razy, zajęło nam to chyba z 3 godziny. Słońce zachodziło, a my znużeni usiedliśy na krawężniku i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Wyjechać z miasta i rozbić gdzieś namiot? Trochę ciężko, bo już ciemno. W końcu postanowiliśmy wrócić do najtańszego, który w miarę nie śmierdział, rozbić w pokoju namiot i rano stąd spadać. Gdy dojechaliśmy na miejsce, gość który nam go wcześniej pokazywał powiedział, że już nie ma pokoi. Rzeczywiście ktoś zdecydował się zostać w takim miejscu? Czy po prostu zrobił nam na złość? W końcu się poddaliśmy i pojechaliśmy do jakiegoś drogiego hotelu ze śniadaniem, który szczerze nie był w żaden sposób szczególny, ale był czysty. Wyszliśmy jeszcze coś zjeść i ku poprawie humoru znaleźlismy wegetariańską restaurację z pysznym i tanim jedzeniem. A miasto było brzydkie. Ale miało ładny meczet.
[EN] Alphabet is finally readable, we were happy to read random signs and we discovered that reading in Malaysia is very easy for us, because you read words like in Polish, and there is even a lot of similar words. Roads changed, are more like in Poland, still ok, but perfect smooth pavement is gone with Thailand.
From a few days we didn’t sleep enough and we were getting really tired. That was 6th day of cycling at least 100km a day in a row, always in a crazy heat, with headwind most of the time and always on some hills, and actually we were cycling everyday since 2 weeks, even when we were “taking a rest” on Phuket we were doing at least 60km a day. We decided that w really need at least 1 day to take a rest and we thought to stop in Alor Setar, a first big city about 100km from the border.
We needed to change some money on the way. First city – Kangar – was about 40km from the border. There someone told us that first place where we could exchange money is in Kuala Perlis, another 13km from there, not really on our way. But we cycled there. We thought in that case that will be possible to cycle along the coast instead and turn to Alor Setar later. We didn’t had a map, because buying Malaysian map in Thailand is really difficult – we were looking for it for a long time, they have maps of many countries in Asia, map of Australia, maps of some european countries, but not Malaysia. So we were cycling without, following road signs. And these were telling us that we have to come back to the main road and we had to almost go back to Kangar, against the wind. With my tiredness I was angry like never. But at least we had a money.
In a late afternoon we arrived very tired to Alor Setar and we began looking for a hotel. We were extremely surprised when we discovered that hotels in Malaysia are about 4 times more expensive than in Thailand, and about 4 times worse! Last time we have seen such a rooms in India… dirty, smelly and awful. And for the same price which we paid for our dreamy wooden house in Thailand. We were half-dead, We cycled around that city twice, it took us about 3 hours. Sunset appeared, we sat down on a curb and we didn’t know what to do with ourselves. Go out from the city and pitch a tent? Not really, as it was dark already. Finally we decided to come back to the cheapest which wasn’t that smelly, pitch a tent in a room and in the morning go away. When we appeared in that place, that guy who was showing us that room earlier said, that he has no rooms available any more. Someone really wanted to stay in that room, or he was just doing that to spite us? Finally we gave up and we cycled to some expensive hotel with breakfast, which wasn’t special on any way, but was clean. We went to eat something before going to sleep and it fixed our mood a bit, as we found cheap vegetarian restaurant with lovely food. And city itself wasn’t really nice. But they have a nice mosque.
Po chwili czekało na nas 200m wzniesienia, które zrobiliśmy w jakieś 30 minut i po drugiej stronie czekał na nas przyjemny zjazd.
[EN] We crossed the border. Easy and pleasant. Quick stamp, stay up to 90 days, no visa, no dollars, no problems. We haven’t crossed such a border for a long time in Asia. Luckily this time we didn\t have to change side of the road…
After a while we had 200m uphill, which we menaged in about 30 minutes and on the other side tthere was a nice downhill waiting for us.
[PL] Alfabet przybrał znajomą postać, zaczęliśmy cieszyć oczy przypadkowymi napisami i odkrywać, że w Malezji będzie nam całkiem łatwo, bo słowa czyta się tak jak w Polsce, a sporo jest naprawdę podobnych. Drogi się zmieniły, są bardziej jak w Polsce, ciągle ok, ale idealny gładki asfalt zniknął razem z Tajlandią.
Od kilku dni byliśmy ciągle niedospani i robiliśmy się naprawdę zmęczeni. To był 6 dzień jazdy z rzędu po min. 100km, ciągle w upalnym słońcu, większość pod wiatr i ciągle po jakichś pagórkach, a w ogóle to z rowerów nie zsiadaliśmy od dwóch tygodni, bo nawet jak “odpoczywaliśmy” na Phuket to robiliśmy 60km dziennie po wyspie. Stwierdziliśmy, że naprawdę trzeba odpocząć chociaż 1 dzień i pomyśleliśmy, że zatrzymamy się w Alor Setar, mieście położonym jakieś 100km od granicy.
Po drodze musieliśmy wymienić jakieś pieniądze. Pierwsze miasto – Kangar – było po czterdziestu kilku kilometrach. Tam ktoś nam powiedział, że najbliższy kantor jest w Kuala Perlis, kolejnych 13km dalej, niekoniecznie po drodze. No ale pojechaliśmy. Tam się udało i pomyśleliśmy, że możemy pojechać wzdłuż morza i na Alor Setar skręcić pod koniec. Nic z tego. Nie mieliśmy mapy, bo w Tajlandii kupienie mapy Malezji graniczy z cudem – szukaliśmy długo, mają różnych krajów w Azji, Australię, kraje w Europie, ale Malezji – brak. No więc jechaliśmy tak w sumie bez, za znakami na drodze. A te kazały nam się wrócić – pod wiatr – prawie do Kangar (4km od) żeby wjechać na drogę nr 1. Dołożyć do tego nasze zmęczenie i myślałem, że wyjdę z siebie. Ale przynajmniej mieliśmy pieniądze.
Pod wieczór doczołgaliśmy się do Kangar i zaczęliśmy szukać hotelu. Ale nas zdziwiło! Hotele w Malezji są cztery razy droższe niż w Tajlandii i cztery razy gorsze! Ostatni raz pokoje w takim stanie widziliśmy w Indiach… brudne, śmierdzące i straszne. I do tego za cenę, za jaką w Tajlandii wynajmowaliśmy nasz domek marzeń. Byliśmy ledwo żywi, objechaliśmy całe miasto dwa razy, zajęło nam to chyba z 3 godziny. Słońce zachodziło, a my znużeni usiedliśy na krawężniku i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Wyjechać z miasta i rozbić gdzieś namiot? Trochę ciężko, bo już ciemno. W końcu postanowiliśmy wrócić do najtańszego, który w miarę nie śmierdział, rozbić w pokoju namiot i rano stąd spadać. Gdy dojechaliśmy na miejsce, gość który nam go wcześniej pokazywał powiedział, że już nie ma pokoi. Rzeczywiście ktoś zdecydował się zostać w takim miejscu? Czy po prostu zrobił nam na złość? W końcu się poddaliśmy i pojechaliśmy do jakiegoś drogiego hotelu ze śniadaniem, który szczerze nie był w żaden sposób szczególny, ale był czysty. Wyszliśmy jeszcze coś zjeść i ku poprawie humoru znaleźlismy wegetariańską restaurację z pysznym i tanim jedzeniem. A miasto było brzydkie. Ale miało ładny meczet.
[EN] Alphabet is finally readable, we were happy to read random signs and we discovered that reading in Malaysia is very easy for us, because you read words like in Polish, and there is even a lot of similar words. Roads changed, are more like in Poland, still ok, but perfect smooth pavement is gone with Thailand.
From a few days we didn’t sleep enough and we were getting really tired. That was 6th day of cycling at least 100km a day in a row, always in a crazy heat, with headwind most of the time and always on some hills, and actually we were cycling everyday since 2 weeks, even when we were “taking a rest” on Phuket we were doing at least 60km a day. We decided that w really need at least 1 day to take a rest and we thought to stop in Alor Setar, a first big city about 100km from the border.
We needed to change some money on the way. First city – Kangar – was about 40km from the border. There someone told us that first place where we could exchange money is in Kuala Perlis, another 13km from there, not really on our way. But we cycled there. We thought in that case that will be possible to cycle along the coast instead and turn to Alor Setar later. We didn’t had a map, because buying Malaysian map in Thailand is really difficult – we were looking for it for a long time, they have maps of many countries in Asia, map of Australia, maps of some european countries, but not Malaysia. So we were cycling without, following road signs. And these were telling us that we have to come back to the main road and we had to almost go back to Kangar, against the wind. With my tiredness I was angry like never. But at least we had a money.
In a late afternoon we arrived very tired to Alor Setar and we began looking for a hotel. We were extremely surprised when we discovered that hotels in Malaysia are about 4 times more expensive than in Thailand, and about 4 times worse! Last time we have seen such a rooms in India… dirty, smelly and awful. And for the same price which we paid for our dreamy wooden house in Thailand. We were half-dead, We cycled around that city twice, it took us about 3 hours. Sunset appeared, we sat down on a curb and we didn’t know what to do with ourselves. Go out from the city and pitch a tent? Not really, as it was dark already. Finally we decided to come back to the cheapest which wasn’t that smelly, pitch a tent in a room and in the morning go away. When we appeared in that place, that guy who was showing us that room earlier said, that he has no rooms available any more. Someone really wanted to stay in that room, or he was just doing that to spite us? Finally we gave up and we cycled to some expensive hotel with breakfast, which wasn’t special on any way, but was clean. We went to eat something before going to sleep and it fixed our mood a bit, as we found cheap vegetarian restaurant with lovely food. And city itself wasn’t really nice. But they have a nice mosque.
[PL] Stwierdziliśmy, że na odpoczynek musimy jeszcze trochę poczekać. Dokładniej, 250km. Hotel miał wifi i korzystając z internetu, wieczorem udało nam się znaleźć hosta przez warmshowers w Ipoh. Uznaliśmy, że damy radę dojechać w dwa dni. Przez to wszystko jak szukanie hosta, aktualizowanie bloga itd. znów nie poszliśmy spać najwcześniej.
Wstaliśmy wcześnie rano, zeszliśmy na śniadanie, wypiliśmy kawę i… nie byliśmy w stanie dalej jechać. Wróciliśmy na górę i poszliśmy spać jeszcze na godzinę. Wstaliśmy, pozbieraliśmy manatki i po kolejnej godzinie wygramoliliśmy się na zewnątrz. Słońce już porządnie grzało, a prognoza mówiła o 38 stopniach w cieniu. A jednak – ten dzień zupełnie odmienił nasze wrażenia po pierwszym dniu!
Godzina dłużej z twarzą w poduszce dała nam zaskakująco więcej energii i jechało nam się całkiem dobrze. Gdy zatrzymaliśmy się i Kasia napełniała butelkę wodą jacyś ludzie zaczęli machać do mnie z kawiarni i zapraszać na kawę. Na początku chcieliśmy podziękować i jechać dalej, ale w sumie, czemu nie?
Wstaliśmy wcześnie rano, zeszliśmy na śniadanie, wypiliśmy kawę i… nie byliśmy w stanie dalej jechać. Wróciliśmy na górę i poszliśmy spać jeszcze na godzinę. Wstaliśmy, pozbieraliśmy manatki i po kolejnej godzinie wygramoliliśmy się na zewnątrz. Słońce już porządnie grzało, a prognoza mówiła o 38 stopniach w cieniu. A jednak – ten dzień zupełnie odmienił nasze wrażenia po pierwszym dniu!
Godzina dłużej z twarzą w poduszce dała nam zaskakująco więcej energii i jechało nam się całkiem dobrze. Gdy zatrzymaliśmy się i Kasia napełniała butelkę wodą jacyś ludzie zaczęli machać do mnie z kawiarni i zapraszać na kawę. Na początku chcieliśmy podziękować i jechać dalej, ale w sumie, czemu nie?
[EN] We decided that we have to wait a bit for taking a rest. At least 250km. Hotel had a wifi, so we were getting advantage of it and in the evening we found a host from warmshowers in Ipoh. We decided that we can manage it in two days. Because of looking for a host, updating blog etc. we didn’t go sleep early.
We woke up in the early morning, we went to have a breakfast, we had a coffee and… we had no energy to cycle. We came back upstairs and we fallen in a sleep for another hour. We woke up, packed up and left after another hour. Sun was shining strong already and forecast was saying that’s gonna be 38 degrees in a shadow. But – that day turned our first feelings positively!
An hour longer with face on a pillow surprisingly gave us a lot of energy and cycling was quite good. When we stopped and Kasia was refilling bottle with water some people began waving to me from cafe and inviting for a dring. We wanted to say thank you and go, but actually, why not?
We woke up in the early morning, we went to have a breakfast, we had a coffee and… we had no energy to cycle. We came back upstairs and we fallen in a sleep for another hour. We woke up, packed up and left after another hour. Sun was shining strong already and forecast was saying that’s gonna be 38 degrees in a shadow. But – that day turned our first feelings positively!
An hour longer with face on a pillow surprisingly gave us a lot of energy and cycling was quite good. When we stopped and Kasia was refilling bottle with water some people began waving to me from cafe and inviting for a dring. We wanted to say thank you and go, but actually, why not?
[PL] To było bardzo miło o dobrze nastroiło nas na dalszą drogę. Po pewnym czasie gdy przychodziła pora lunchu trafiliśmy na wegetariańską restaurację z tanim i niesamowicie dobrym jedzeniem. Po tym jak wszyscy wypytali nas skąd jesteśmy, skąd i dokąd jedziemy, gdy wychodziliśmy, kobieta wręczyła nam po zimnej puszcze napoju izotonicznego. To dla was, szczęśliwej podróży!
[EN] That was really nice and we felt much better when we began cycling futher. After some time when lunch time was coming we found vegetarian restaurant on the way with cheap and very good food. After all questions about from where we are, from where and to where we are going, when we were leaving, woman gave to each of us can of cold isotonic drink. That’s for you, have a good journey!
[PL] Jakiś czas później, gdy dojeżdżaliśmy co raz bliżej miasta o nazwie Butterworth (masła warte?) na poboczu zatrzymało się auto. Ręka wyciągnięta przez okno machała, żebym się zatrzymał. Przekąska dla ciebie i twojej miss. Kobieta wręczyła mi pączki, małą butelkę wody i odjechała. Magia wynagradza nam wczorajsze popołudnie?
Dojechaliśmy do Butterworth. Robiło się ciemno i stwierdziliśmy, że najlepiej będzie rozbić się gdzieś przy stacji benzynowej na wylocie z miasta, bo na stacji jest toaleta. Znaleźliśmy nawet fajną miejscówkę i Kasia poszła spytac się kobiety na stacji czy nie ma nic przeciwko. Ona powiedziała, że nie ma najmniejszego problemu, ale… że ona personalnie nam odradza i że w całej Malezji możemy się rozbijać spokojnie, ale że akurat w tym regionie często dochodzi do kradzieży i w ogóle nie jest to najbezpieczniejsza okolica i ona raczej radzi nam zostać w hotelu. Ale że jak chcemy to nie ma problemu, tylko na własną odpowiedzialność. Normalnie byśmy się tym pewnie nie przejęli, ale że dopiero co wjechaliśmy do tego kraju i nic nie wiemy, stwierdziliśmy że chyba nie ma sensu ryzykować, mimo iż stwierdziliśmy że dnia poprzedniego to był raczej ostatnio nasz dzień w hotelu w Malezji. Szybko znaleźliśmy połowę tańszy niż dnia poprzedniego, idealnie czysty i całkiem przyjemny. Wyszliśmy coś zjeść i trafiliśmy do malutkiej hinduskiej restauracji, takiej zapuszczonej, tylko dla hindusów. Nie mieli tam nawet menu, ale kobiety spytały się czy chcemy dosę. Dosę?! Jasne, że chcielibyśmy dosę! Za jednego ringitta? (1zł) Zjedliśmy cztery! Do tego jeszcze po porcji makaronu z warzywami i herbacie z mlekiem – zapłaciliśmy 8,40. To był dobry dzień ;).
Dojechaliśmy do Butterworth. Robiło się ciemno i stwierdziliśmy, że najlepiej będzie rozbić się gdzieś przy stacji benzynowej na wylocie z miasta, bo na stacji jest toaleta. Znaleźliśmy nawet fajną miejscówkę i Kasia poszła spytac się kobiety na stacji czy nie ma nic przeciwko. Ona powiedziała, że nie ma najmniejszego problemu, ale… że ona personalnie nam odradza i że w całej Malezji możemy się rozbijać spokojnie, ale że akurat w tym regionie często dochodzi do kradzieży i w ogóle nie jest to najbezpieczniejsza okolica i ona raczej radzi nam zostać w hotelu. Ale że jak chcemy to nie ma problemu, tylko na własną odpowiedzialność. Normalnie byśmy się tym pewnie nie przejęli, ale że dopiero co wjechaliśmy do tego kraju i nic nie wiemy, stwierdziliśmy że chyba nie ma sensu ryzykować, mimo iż stwierdziliśmy że dnia poprzedniego to był raczej ostatnio nasz dzień w hotelu w Malezji. Szybko znaleźliśmy połowę tańszy niż dnia poprzedniego, idealnie czysty i całkiem przyjemny. Wyszliśmy coś zjeść i trafiliśmy do malutkiej hinduskiej restauracji, takiej zapuszczonej, tylko dla hindusów. Nie mieli tam nawet menu, ale kobiety spytały się czy chcemy dosę. Dosę?! Jasne, że chcielibyśmy dosę! Za jednego ringitta? (1zł) Zjedliśmy cztery! Do tego jeszcze po porcji makaronu z warzywami i herbacie z mlekiem – zapłaciliśmy 8,40. To był dobry dzień ;).
[EN] Some time later, when we were approaching to Butterworth some car stopped on the shoulder of road. Hand from the car was waving to stop me. Some food for you and your miss. Woman gave me some dougnuts and small bottle of water. And she drove away. Is magic rocompensing us yesterday’s evening?
We arrived to Butterworth. It was getting dark and we decided that would be best to pitch a tent next to some petrol station on the way out from the city because they have a toilets. We even found a nice spot to do it and Kasia went to ask some woman working on that station if that’s alright for her. Woman said that’s no problem and we can pitch a tent there, but… she wouldn’t really recommend that, and we can really pirch a tent in a whole Malaysia, but here it’s dangerous region and here are roobings quite often. And she really don’t mind if we will pitch a tent but it’s for our own risk and she recommend us to stay in a hotel. Normally we probably wouldn’t care too much, but we just appeared in this country and we don’t really know much about safety in Malaysia. We decided that there is no point in risking even if we decided that the day before was our last time in hotel in Malaysia. Quickly we found modest but very clean and pleasant hotel for half of what we paid the day before. We went to eat something and we landed in some little Indian restaurant, very modest, small and that kind just for Indians. They didn’t even had menu, but woman asked if we would like a dosa. Dosa?! Of course we would like a Dosa! For one ringgit? (0,25E). We ate four of them! And a portion of noodles with vegetables each and a milk tea – we paid 8.40. That was a good day ;).
We arrived to Butterworth. It was getting dark and we decided that would be best to pitch a tent next to some petrol station on the way out from the city because they have a toilets. We even found a nice spot to do it and Kasia went to ask some woman working on that station if that’s alright for her. Woman said that’s no problem and we can pitch a tent there, but… she wouldn’t really recommend that, and we can really pirch a tent in a whole Malaysia, but here it’s dangerous region and here are roobings quite often. And she really don’t mind if we will pitch a tent but it’s for our own risk and she recommend us to stay in a hotel. Normally we probably wouldn’t care too much, but we just appeared in this country and we don’t really know much about safety in Malaysia. We decided that there is no point in risking even if we decided that the day before was our last time in hotel in Malaysia. Quickly we found modest but very clean and pleasant hotel for half of what we paid the day before. We went to eat something and we landed in some little Indian restaurant, very modest, small and that kind just for Indians. They didn’t even had menu, but woman asked if we would like a dosa. Dosa?! Of course we would like a Dosa! For one ringgit? (0,25E). We ate four of them! And a portion of noodles with vegetables each and a milk tea – we paid 8.40. That was a good day ;).
[PL] Do Ipoh zostało nam 160km. Ale jak już pisaliśmy, oznaczenia dróg w Malezji nie należą do naszych ulubionych. Wyjazd z miasta na Ipoh w końcu zaprowadził nas na wjazd na autostradę. Rowerem po autostradzie w Malezji nie wolno. Wróćiliśmy. Stwierdziliśmy, że pojedziemy za znakami na miasto Juru, które leży przy naszej drodze na Ipoh, a na które wskazują znaki jakąś boczną drogą. Jechaliśmy za znakami, jechaliśmy… asfalt zmienił się w szutr, wokół nas wyrosły pola ananasów aż w końcu dojechaliśmy do końca drogi. Musieliśmy wracać. Jakiś człowiek w końcu nas pokierował i trafiliśmy na naszą drogę, na którą trzeba było skręcić wcześniej, ale znaki nic o tym nie mówiły… kosztowało nas to 20km i ponad godzinę. Gdy na licznikach mieliśmy 30km, znaki wskazywały do Ipoh 150km. Okazja do pobicia rekordu?
Droga mijała zadziwiająco szybko, mieliśmy lekki wiatr w plecy i podtrzymywaliśmy energię kawą, słodkimi bułeczkami ze stacji benzynowych i masłem orzechowym, które kupiliśmy dzień wcześniej – 3300 kalorii w małym słoiczku, nic lepszego dla rowerzysty :). Po długim dniu i 10 godzinach na siodełkach dojechaliśmy do Ipoh. Znaleźliśmy w KFC internet i zadzowniliśmy do naszego hosta. Przyjechał po nas autem i eskortował nas przez miasto, aż do domu, w którym wynajmuje pokój, ale nie spał tam już od dwóch miesięcy. Teraz my tu będziemy przez chwilkę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, liczniki wskazywały 186km. Udało się, pobiliśmy nasz rekord! ;) Wzięliśmy szybki prysznic i pojechaliśmy we trójkę na chińskie wegetariańskie jedzenie… a później spać! Dłuuugo! W końcu – chwila odpoczynku! :)
Droga mijała zadziwiająco szybko, mieliśmy lekki wiatr w plecy i podtrzymywaliśmy energię kawą, słodkimi bułeczkami ze stacji benzynowych i masłem orzechowym, które kupiliśmy dzień wcześniej – 3300 kalorii w małym słoiczku, nic lepszego dla rowerzysty :). Po długim dniu i 10 godzinach na siodełkach dojechaliśmy do Ipoh. Znaleźliśmy w KFC internet i zadzowniliśmy do naszego hosta. Przyjechał po nas autem i eskortował nas przez miasto, aż do domu, w którym wynajmuje pokój, ale nie spał tam już od dwóch miesięcy. Teraz my tu będziemy przez chwilkę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, liczniki wskazywały 186km. Udało się, pobiliśmy nasz rekord! ;) Wzięliśmy szybki prysznic i pojechaliśmy we trójkę na chińskie wegetariańskie jedzenie… a później spać! Dłuuugo! W końcu – chwila odpoczynku! :)
[EN] We had 160km left to Ipoh. But as we were writing before, road signs in Malaysia are not our favorite. Way out towards Ipoh finally took us to the highway. Riding bicycle on a highway is forbidden in Malaysia. We turned back. We decided that we will follow road signs towards Juru, which was located just next to our road towards Ipoh and signs were showing the way there on some side roads. We were followings signs, cycling, cycling… pavement turned into dirt, pinapple fields appeared around us and finally we reached the end of the road. We had to turn back. Some guy finally told us how to go and we found our way. We should turn left on one of junctions, but it wasn’t marked in any way… it cost us 20km and over an hour. When our bike computers were showing 30km we had still 150km left to Ipoh. Chance to go over our longest one day distance from Cambodia?
Kilometers were passing quickly we had a light tailwind and we were trying to keep our energy by coffee, some sweet buns from petrol stations and peanut butter which we bought in previous day – 3300 kcal in little jar, nothing better for cyclists :). After long day and 10 hours on the saddle we arrived to Ipoh. We found internet in KFC and called to our host. He came in a car and escorted us to house, where he is renting a room but he didn’t slept there since two months. Now we will be here for a while. When we arrived to that house our bike computers were showing 186km. Yeeah! Our new record! ;) We took a quick shower and we all went for chinese vegetarian food… and after that looong sleeping! Finally – rest time! :)
Kilometers were passing quickly we had a light tailwind and we were trying to keep our energy by coffee, some sweet buns from petrol stations and peanut butter which we bought in previous day – 3300 kcal in little jar, nothing better for cyclists :). After long day and 10 hours on the saddle we arrived to Ipoh. We found internet in KFC and called to our host. He came in a car and escorted us to house, where he is renting a room but he didn’t slept there since two months. Now we will be here for a while. When we arrived to that house our bike computers were showing 186km. Yeeah! Our new record! ;) We took a quick shower and we all went for chinese vegetarian food… and after that looong sleeping! Finally – rest time! :)
2 comments
Polecam Waszego bloga innym ludkom zainteresowanym Kambodza aktualnie, pewnie sie nie pogniewacie. Wiecie juz co dalej? Wracacie do Szkocji pozniej?
ReplyDeleteJasne że się nie gniewamy! Kambodza nam sie podobala i bylo milo po niej podrozowac. A pozniej jasne ze wracamy. Tak ze do zobaczenia! :)
ReplyDelete