Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Bye Bye Thailand

08:48 Kasia i Przemo 1 Comments Category :

[PL] Ostatnie 5 dni pedałowaliśmy zachwycając się jakże inną krajobrazowo choć dobrze znaną Tajlandią.
Pierwszy dzień po wyjachaniu z Phuket minął nam zachwycająco szybko, a dzień zakończył się dosłownie idealnie. Zjechaliśmy kilka km do mijanego akurat wodospadu i czekało na nas to co zwykle… camping cały dla nas ;).  A wodospad wprost wymarzony po gorącym dniu pedałowania. 8 pięter w których można się ochłodzić, popływać, poskakać. Chyba nie ma lepszego zakończenia dnia po ciężkim pedałowaniu w słońcu. Ale do ostatnich pięter wodospadu nie dotarliśmy, bo… przestraszył nas wąż :P.

[EN] Last 5 days we were cycling excited about so different landscape of well known Thailand.
First day after leaving Phuket passed super quickly, and finish of the day was just perfect. We turned left and followed for a few kilometers signs informing about waterfall. And there was waiting for us usual… camping just for us ;). And waterfall was just amazing after all day cycling in extreme heat. 8 floors of waterfall with pools where you can cool down, swim, jump in. There couldn’t be better finish of a day. But we didn’t reached last floor of waterfall because we were too scary when we’ve seen a snake :P.

DSCF0439 S0140450DSCF7107 DSCF7110

[PL] Rankiem skoro świt, a raczej ciut po nim, zebraliśmy się w dalszą drogę. I właśnie to ciut po było błędem, bo dzień był niesaowicie upalny. Nasz komputer pokładowy wskazywał ponad 45 stopni, a do tego wiało nam w twarz i cały dzień praktycznie jechaliśmy pod górę. W południe obowiązkowo musieliśmy zrobić przerwę, których z resztą już dawno nie robiliśmy.
Ale czas nie był zmarnowany. Skorzystaliśmy z prysznica na stacji, pojedliśmy smakołyków i po ponad 2 godzinach chcąc nie chcąc ruszyliśmy dalej w upał i dalej pod górę.  No i pedałowaliśmy jakoś tak ślamazarnie i powolnie. Średnia utrzymywała się w okolicy 16 km/h.  Zmęczeni zajechaliśmy zapytać o nocleg do budynku nadleśnictwa Krabi, bo jakoś tak nic niestety po dordze nie mijaliśmy. A panowie bardzo uradowani, zgodzili się byśmy namiot rozłożyli, porobili kilka pamiątkowych zdjęć i pokazali gdzie jest toaleta. Jeden to nawet mundur ubrał, powiedział, że szefowi pokaże :). 
Później jeszcze jeden pan przyszedł się przywitać i pokazał nam gdzie jest toaleta. A późnym wieczorem już po kolacji podeszła jeszcze kobieta spytać skąd jesteśmy i w ogóle… a no i pokazać gdzie jest toaleta :).

[EN] In the morning we packed up and left… a little bit too late, because that day was very hot! Our bike computer was displaying over 45 degrees, and if that wouldn’t be enough we had all day strong headwind and we were cycling almost all the time uphill. We really had to make break during the day, even if we forgot about that practice for some time.
But we didn’t wasted our time. We took a shower on a gas station, eat some lovely things and after two hours we cycled again on that heat uphill. It was a long day, and kilometers were passing really slowly. Our average speed was about 16km/h. We were very tired when we turned right to forest department of krabi and they very happily allowed us to camp there. They made some pictures of us and showed where the toilet is. One of those guys even weared his uniform and told us that he will show that picture to his boss :). After some time another guy came to say hello and showed us where the toilet is. And in very late evening after our dinner some woman appeared to ask us where are we from and that kind of things, and obviously… she told us, where the toilet is :).

DSCF0484 DSCF0512

[PL] Kolejnego dnia by nie popełnić tego samego błędu z zapóźnym wstawaniem obudziliśmy się grubo przed świtem, spakowaliśmy manatki i udało nam się wyjechać gdy jeszcze się szarzyło. Zanim słońce się rozgrzało na dobre my już mieliśmy przejechane ponad 70 km.
Nasz jedyny problem południa Tajlandii to brak automatów z wodą. Albo raczej ich ograniczona ilość. Bo udawało nam się znaleźć raz na okoo 100km i to niezawsze czynny. Więc znów za każdym razem cała wieś się o tym razem z nami dowiadywała, no a nas to zmusiło do wożenia ze sobą 6 litów każdy.
Tego dnia postanowiliśmy zjechać na plażę, nadłożyć co prawda kilka km, Ale widocznie tak miało być!! Dojechaliśmy do przepięknej zatoki przed zachodem słońca, namiot rozbiliśmy na terenie administracji parku i poszliśmy podziwiać zachód. W zatoce właśnie był odpływ. Ale jaki odpływ. Największy jaki widzieliśmy w naszym życiu. Do skraju wody szło się i szło. A dalej woda wciąż była płytka, tak że pewnie na piechotę można by dojść do pobiskiej wyspy. A w ogóle wysepek w tej zatoce była cała masa i tworzyło to tak niesamowity widok, że moglibyśmy stać i podziwiać w nieskończoność, ale niestety przejechane km i poranna pobudka, dawały o sobie znać, a trzeba było jeszcze pogotować. Szybki obiad i spać.

[EN] Next day we didn’t made same mistake and we woke up much earlier, much before sunrise and we left when it was stil greyish. Before sun was hot enough to take all our energy out, we had already 70km cycled.
Our only problem with south Thailand are water machines. It’s nor enough of them. We hardly found one for 100km and them were not always working. So when we were finding them it always all village known about that and we had to carry about 6l each.
That day we decided to turn to the beach, it made our way a bit longer but that was worth it! We arrived to beautiful bay just before sunset, we pitched up our tent on property of some forest office or something like that and we left to watch sunset. There was an outflow in a bay and it was amazing one. The greatest we’ve seen ever. That was a long way walking to the edge of the water and then you could keep going for looong, as water was bery shallow. There was a lot of little islands to watch and it made a beautiful view, we could stand and watch it forever, but our early waking up and many kilometers made themself felt and we still had a dinner to cook.

DSCF0521 DSCF7123DSCF7127 DSCF7132

A rano znów przed świtem na rower.  Tego dnia znów przyjęliśmy tempo iście spacerowe. Znów średnia w okolicy 16km/h ale jakoś nierobiło nam to problemu, dzień się jakoś wydłużał i wydłużał.  Po drodze stawaliśmy miliard razy na siku. Ja po prostu musiłałam isć do toalety po każdym napiciu się wody.  No i raz zatrzymaliśmy się na krótką drzemkę bo takie wstawanie przed świtem też daje o sobie znać. W tym czasie chmury zostały nam nadesłane na niebo i na drogę wróciliśmy już zacienioną. Sporo jeździliśmy bocznymi, zapomnianymi drogami czy lasami.  A wieczór? Znów postanowiliśmy nadłożyć km i zjechać (albo raczej wjechać) do wodospadu.  I choć było 7km i pod górę, a Przemo w połowie chciał zawracać,  wodospad wynagrodził nasz trud wspinaczki.  Był poprostu piękny. Sam wydawał się być zapomniany od kilku lat, opuszczona budka strażnika, opuszczone sklepiki, zniszczona kładka, ale wodostpad!!! Warto było! Woda nie spadała jak zazwyczaj ze skał, a wypadała z wnętrza góry, gładko po wapiennych skarpach, rozchlapujac się po nierównościach, tworząc mniejsze, większe baseniki z wodą i dziesiątki korytarzy przepływające pomiędzy drzewami w dół. Było pięknie. Rozłożyliśmy namiot na jednej z takich wysepek i po obiedzie zjedzonym w namiocie w obawie przed komarami poszliśmy spać. Tylko jakoś rozkładając namiot nieprzyszło nam do głowy, że odgłos wodospadu jest wielce daleki od uspokającego. Przypominał raczej buczenie telewizora. Więc przyszło nam spać przy ogromym hałasie wody i niektórzy z nas obudzili się rano z bólem głowy. Ale miejsce było niesamowicie magiczne. Koło namiotu przelatywały co jakiś czas świetliki, rozświetlajac czeluść lasu. No i te odglosy nocne owadów. Całe koncerty grane przez świerszcze.

And back on the bikes in before sunrise. That day we had a walking speed again, average about 16km/h. That was fine, but day was quite long. We had to stop thousands times for a toilet, because I had to go to the toilet after every sip of water. And we even had to make a break for a nap, as waking up that early is making us quite tired too. During that some clouds appeared on sky and we could cycle in a bit better conditions. We were following a lot of side roads and even unpaved forest paths. And in the evening we decided to do extra kilometers and turn to another waterfall. It was 7km and it was uphill. It’s not very common for us to do that kind of things after all day cycling, and Przemo wanted to go back on a half-way, but it was really worth it! It was just beautiful. It looked forgotten since few years, abandoned guard shed and shops, broken footbridge.. but waterfall! Water wasn’t falling as normally from rocks but was coming from inside of hill, smoothly on limestone slopes, splasing to the inequality, making smaller and bigger pools and dozens of corridors falling between trees down. It was so beautiful. We pitched up our tent on one of these little islands on and after a dinner we went sleep. But waterfall was really really loud, and some of us woke up in the morning with a hedache.

DSCF0623DSCF0604 DSCF0607DSCF0616

[PL] Rano postanowiliśmy z zebraniem się poczekac do świtu, by było widać cokolwiek i pojechaliśmy w kierunku Malezjii.
Draga w końcu oddała kilometry przejechane pod górę, a niebo było przyjemnie zachmurzone. Późnym popołudniem po 105km dojechaliśmy do parku narodowego 2km od granicy. Wcześniej czytaliśmy, że ktoś spał w tym parku za 30 baht, więc pojechaliśmy, pomimo że zazwyczaj wstęp do parków narodowych w Tajlandii kosztuje 200baht od osoby – cena dla obcokrajowców. No i przyjechaliśmy i rzeczywiście – 200 baht. A nam bahtów w portfelu zostało niecałe 300… nie za bardzo wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, ale że to Tajlandia, to pani widząc nasze skwaszone miny zaproponowała 200 bahtów za nas dwoje. Ufff… rozbiliśmy namiot i pojechaliśmy zobaczyć okoliczny wodospad. Naprawdę nie ma nic cudowniejszego dla strudzonego upałem rowerzysty niż taka zimna woda wodospadu…

[EN] In the morning we waited until some light and cycled towards Malaysia. Finally we had some downhills, and we even had some clouds. In late afternoon after 105km we arrived to national park 2km from the border. We were reading that someone camped there for 30 baht, so we decided to go there even if we’ve seen in all other national parks in Thailand that entry admission for foreigners is 200 baht. We arrived and obviously – 200 baht. And we had only 300 left in our wallet… we didn’t really know what to do, but hey, that’s still Thailand, and when woman have seen our faces she offered us to enter for 200 baht for both. Uffff…. we pitched our tent up and cycled to see local waterfall. Really, there is nothing better than a dip in a cold water of waterfall after long day cycling in a hot day…

DSCF7152 DSCF0648DSCF0663 DSCF7154


[PL] Rano popedałowalismy 2km, w 2 minuty przeszliśmy bezproblemową granicę i znaleźliśmy się w Malezji…

[PL] In the morning we cycled 2km, in 2 minutes we crossed hassle free border and we’ve cycled into Malaysia…

DSCF7158

RELATED POSTS

1 comments