Ostatnimi czasy... :)
Co tam się u nas dzieje... ;)
Na początku lipca wybraliśmy się na festiwal 'Reggae na piaskach" do Ostrowa Wielkopolskiego... miło o tyle, że nad samym jeziorem i dopisała pogoda :), a co lepsze nie skorzystaliśmy, bo część z nas zapomniała stroju kąpielowego ;p. Żeby było jeszcze śmieszniej, pierwszego dnia miało wystąpić 5 zespołów - dwa pierwsze nam średnio podeszły i poszliśmy odpocząć do namiotu, wcześniej spalając kilka buszków z fajki wodnej z nowo poznanymi ludźmi, po raz kolejny przekonując się, że z każdej fajki pali się dobrze, ale z naszej..... najgorzej;). No i położyliśmy się między koncertami na chwilkę żeby odpocząć, przytuliliśmy się i było tak miło że... przespaliśmy pozostałe 3 zespoły i obudziliśmy się generalnie o 8 rano :D.
Drugiego dnia pogoda nam się troszkę popsuła, ale nie zmieniło to nam humorów, szczególnie, że można było odbywać miłe spacerki do sklepu (ok. 2km), w którym jak się okazało sprzedawali najlepszy chleb na świecie! Aż wzięliśmy sobie na później, schowaliśmy do plecaka i znaleźliśmy po tygodniu :D, przypadkiem oczywiście. Drugiego dnia odbywał się konkurs młodych zespołów, który wygrało Pajujo, bezsprzecznie zresztą... grali na samym końcu, ale czekać było warto :), nawet pomimo tego, że później do miasta musieliśmy "pójść z buta", co wyszło nam na dobre, bo zamiast miejskiego autobusu złapaliśmy stopa prosto na wylotówkę ;). We Wrocławiu wylądowaliśmy sobie dosyć późno, poszliśmy spać ok. 3:00, a niektórzy z nas o 6 wstawali do pracy ;), ale było fajnie:).
Tydzień później 'z zaskoczenia' pojechaliśmy na Konopians do Namysłowa. A ja w przemoczonych butach (z woreczkami pomiędzy skarpetkami :D), bo... dnia tego, odkąd słońce wyszło zza horyzontu żadnej chmurki na niebie nie było widać. Było słonecznie, ciepło, miło i bezpiecznie ;). I wówczas, kiedy przyszła godzina 13:00 i przyszło jechać do domu jak to w zwyczaju mam na rowerze zaczęło się chmurzyć i grzmieć. Pewny siebie jednak, że zdążę/przejdzie bokiem/pokropi wyjechałem na rowerze z firmy i po przejechaniu 15m zaczęło kropić. Miałem nawet chwilę zastanowienia czy nie wrócić i nie przeczekać, no ale... co mi tam :). I po przejechaniu kolejnych 200 metrów, pod górę zresztą, zaczęło się. Krople wielkości niemalże piłeczek ping-pongowych, niesamowity wiatr i potężne oberwanie chmury. Jak monsun! Minuta wystarczyła żeby przemoczyć mnie od stóp do głów do ostatniej suchej skrytej nitki. Jakbym do basenu wskoczył, przepłynął nurkując 25m po czym wskoczył na rower, jakby to jakiś triathlon był ;). I! Odziwo! Było to niesamowicie przyjemne uczucie! Znaleźć się w ciepły dzień pod taką nawałnicą, czuć jak wszystko po mnie płynie, jak krople ściekają mi po nosie do ust i generalnie, są wszędzie. I było to przyjemne, czuć, że kompletnie mi to nie przeszkadza, uczucie przyjemnej wolności - a to dlatego, że Ci którzy mnie znają wiedzą iż deszczu i wilgosci na ciele nie znoszę bardziej niż czegokolwiek... sam siebie zaskoczyłem, jadąc tak i się uśmiechając... :). W momencie kiedy dojechałem do domu przestało padać i wyszło słońce. I niech ktoś powie, że to nie był deszcz dla mnie :).
Ale wróćmy do tego Namysłowa. Dotarliśmy na stopa bez większych problemów, po drodze jadąc nawet z naszymi Czeskimi sąsiadami i mogąc pochwalić się znanym po Czesku słowem, które pozwoliło nam wysiąść tam gdzie chcieliśmy - Zastavka (jeździło się praskimi tramwajami!). Powłóczyliśmy się trochę po Namysłowie i nawet wstąpiliśmy do pizzerii, co jest o tyle istotne, że Kasia odkryła coś czego bardzo długo szukała... a dokładniej, nasz regał niedługo pomalowany będzie na coś, wzorem tego:
I nie będzie to pierwsze upiększające u nas dzieło, bo póki co nasz przedpokój wygląda tak (a to dopiero początek!):
Po zwiedzeniu, niewielkiego bądź co bądź Namysłowa w końcu udaliśmy się do Odzysk Pub'u...
Trzeba nadmienić, że był to dzień otwarcia ów pub'u, z tej okazji właśnie te koncerty. Idzie za tym bardzo wiele :D. Było jasno i klimatycznie jak... w biurze :). Nie leciała żadna muzyka, "lane piwo dopiero w poniedziałek" i ten koszmarny zespół przed Konopians! :D, który upił się niezliczoną ilością piwa, że "wokalista" (wokalista??) ledwo stał na nogach ;) a oni ryczeli do tych mikrofonów przez ponad dwie godziny... co było naprawdę trudne do zniesienia dla naszch uszu...
- a o której zagra Konopians?
- koło 20.00 powinni...
20:45:
- o której zagra Konopians?
- spokojnie, dopiero się rozkręca, koło 22.00 powinni
Zaczęli o 23:30 :D. A my musieliśmy sobie pójść w połowie, bo Kasia się stresowała, że nie zdąży na 6.00 do pracy :D. Ale ogólnie było sympatycznie :), a wyjazd na Konopians ma jeszcze inne plusy. Chociażby to, że w drodze na wrocławską wylotówke, wstępując do biedronki po bułki z jogurtem ;) staliśmy się nabywcami biedronkowych hamaków ;). Co daje nam niemało radości, bo kto nie lubi leżeć na hamaku :D, nawet jeżeli jest to tylko balkon (a zdążyliśmy już złamać drzewo wiśniowe na dziadka działce :D):
Nie wyszło nam niestety sprowadzenie towarzystwa dla naszego niewidomego kotka. Rodzice Kasi oddali nam na trzydniowe przechowanie, małego trzymiesięcznego koteczka, ale chyba się nie polubiły, bo jak jeden wszedł na drogę drugiego, to na siebie syczały, prychały i generalnie było agresywnie ;), chociaż chwilkę później nauczyły się nie wchodzić sobie za bardzo w drogę i nawet spały w jednym pomieszczeniu - nasz kot na naszym łóżku, a mały na krześle ;). A mały zdążył nawet obsikać nam nowe poduszki (których dwanaście kupiliśmy :p) i trzy musiały wylądować w pralce, niemal zaraz po rozpakowaniu ;).
Kino, które lubimy. Ostatnio nie bywaliśmy często, ale trafiliśmy na Noc Kina w Multikinie, gdzie obejrzeliśmy trzy... średnie filmy :D, ponieważ wszystkie dobre, już mieliśmy okazję obejrzeć wcześniej ;). A trzy dni temu byliśmy na 'Public Enemies', który mi się podobał, a Kasia w połowie usnęła i musiałem ją uciszać, żeby nie chrapała :D. Na dodatek teraz żałuje, że przegapiła i mi karze go z internetu ściągnąć;).
W piątek znów idziemy na jakiś maraton filmowy, ale nawet nie wiemy jakie filmy grają ;).
Poza tym pogoda ciągle robi nam na złość ;). W tygodniu kiedy tacy jesteśmy zapracowani ;) jest po 30 stopni, bezchmurnie, słońce i w ogóle, a przychodzi weekend i zaczyna padać. No jak tak może być? Żądamy słońca w weekendy! Albo przynajmniej jutro i pojutrze :).
A dziś będziemy mieć couchsurfingowych gości z Białorusi!:) Tzn. powinniśmy mieć, o ile przyjadą :D. A za trzy dni z Portugalii! A za 5 dni... z Białegostoku ;).
A w ramach zdawania relacji z pogody - u nas miło wpada słońce przez okno, że aż chce się chodzić i uśmiechać... :)
...to ja idę się pouśmiechać do książki na hamaku.
Do zobaczenia za 11 dni na woodstocku!
0 comments