Wystarczy gdy kocham, huczy las i… wieje wiatr?
[PL] Na codzień droga jest pusta. Może i byłoby fajnie gdyby od czasu do czasu ktoś nas minął, a może lepiej jest tak jak jest. Odkąd temperatura jest na minusie, nikt tu na rower nosa nie wychyla, tylko my i niebo, chociaż chyba powinniśmy napisać, tylko my i wiatr. Zimny i wyczerpujący. A jednak pewnego dnia, gdzieś pomiędzy niczym a wszystkim, przy kolejnej stacji, nie tylko my zatrzymaliśmy na chwilę się ogrzać. Spotkaliśmy Serba, zakochanego w koreańskich ścieżkach rowerowych, które przejeżdżał po raz jedenasty. Serba, który stwierdził, że jak chcą walczyć, to niech walczą, ale bez niego i porzucił rodzinny kraj 26 lat temu i zaczął podróżować. No a teraz tak mu się spodobały koreańskie ścieżki rowerowe, że nie może przestać wracać. Radosny, wożący analogowego nikona, entuzjastycznie robiący czarno-białe zdjęcia i wprost przeciwnie do nas, dawał się poznać jakby zima na rowerze zupełnie nie robiła na nim wrażenia.
[EN] Usually the road is empty. Maybe would be nice if someone would pass us from time to time, or maybe it’s better just as it is. Since there are negative temperatures, nobody rides a bike here, just us and the sky, or maybe we should write, just us and the wind. Cold and exhaustive. Yet one day, somewhere between nothing and everything, on another station, not only us stopped to warm up. We met a Serb in love with Korean bike pths, which he was cycling eleventh time. A Serb, who said, if they want to fight, do it, but without me, and he left his home country 26 years ago and started travelling. And now he likes so much korean bike paths that he can’t stop coming back. Joyful, carrying an analog nikon camera, enthusiastically making black and white photos and on the contrary to us, made an impression like winter on a bike wasn’t for hims something extraordinary.
[PL] Ścieżki trochę się rozkręciły, pojawiło się więcej jednakowych miasteczek, pełnych wysokich bloków, pędzących ludzi, no i sklepów, więc zaczęliśmy nawet jeść trochę normalniej. Wpadliśmy na genialny pomysł kupienia sobie cieplejszych rękawiczek… i życie stało się łatwiejsze.
Jak dalej posuwaliśmy się na północ, tak z dnia na dzień rzeki bardziej zamarzały i robiło się coraz zimniej. Pewnego wieczoru w drodze do Chungju, rozbiliśmy namiot wieczorem pod bezchmurnym niebem. W nocy jednak zrobiło się tak gorąco, że nie mogłem spać, zacząłem się pocić, a później musiałem wykonywać gąsieniczne ruchy w celu wypompowywania ze śpiwora ciepłego powietrza... rzucam okiem na termometr, +1°c, co nie jest typową tutaj nocną temperaturą. Rano okazało się, że w nocy padał śnieg, dokładnie pozatykał wszystkie szpary wentylacyjne i zrobiło nam się iglo. Świat dookoła zrobił się biały i piękny, a my jeszcze szczęśliwsi :).
[EN] Bike paths spinned out, we had more all the same towns on the way, full of high blocks of flats, rushing people, and shops, so we even came back to eating more normally. We came up with amazing idea of buying warmer gloves and… life became easier.
As we were cycling more north, as rivers were more freezing and from day to day it was colder and colder. One evening on the way to Chungju we pitched up a tent under cloudless sky. But in the night it was getting really hot inside, that hot that i couldn’t sleep, i sterted sweating, and even had to do some strange moves to pump warm air out from my sleeping bag. I look at the thermometer, +1°c, which is something unusual here during the night. In the morning we found out that we had snow overnight, which thoroughly clogged all the ventilation gaps and we had kind of igloo. And the world around became white and beautiful, and we became even more happy :).
[PL] Tak naprawdę to bardzo tęskniliśmy za zimą, więc nasycamy się śniegiem i szczypaniem na policzkach… zima w pełni, a my z Chungju zapamiętamy tylko ciepło. Rodzina u której zostaliśmy na dwa dni, była niesamowita. Wszystko co posiadali do jedzenia nie było tylko własnoręcznie zrobione, ale i własnoręcznie wyhodowane.
Ta galaretka to jest z żołędzi, najpierw trzeba je zebrać, przez tydzień wypłukiwać gorycz, później zmielić i zagotować z odpowiednią ilością wody… jutro mama będzie robić to wam pokaże. Ryż jest młody, bo zbieraliśmy go miesiąc temu, ta tak, to całe Kimchi to też sami robiliśmy – wskazując na dwie lodówki o pojemności na oko jakieś 500 litrów każda, wypełnione po brzegi. Pyszne jedzenie pełne rodzinnej atmosfery z Chungju długo będziemy pamiętać. Chungju to zupełnie nieturystyczne miasto, gdzie ludzie są naprawdę ciepli. Gdy nazajutrz wróciliśmy na pampuchy, które dzień wcześniej pokazał nam Dong, a które są miejscem niesamowicie ukrytym, kobieta z radością i uśmiechem od ucha do ucha zrobiła nam do nich kawę i podarowała mandarynki. A gdy na lokalnym markecie usiedliśmy na małe pierożki gotowane na parze, Pani z uśmiechem chciała nam dać do spróbowania wszystko inne co miała w ofercie, nie chcąc za to ani grosza. Cóż znaczyłaby tutejsza rzczywistość bez takich gestów? Polubiliśmy Chungju.
[EN] Actually we really missed winter. We are delighted by snow and crispy air pinching our cheeks… middle of the winter, but from Chungju we will remember only warm moments. Family which we stayed with for couple of days was amazing. Everything what they were eating was not only home made, but also harvested by themselves.
This jelly is made from acorns, first you have to collect them, then soak in the water for a week to get rid of bitterness, grind it and cook with right amount of water… tomorrow mum gonna make some more, so she can show you. Rice is young, we collected that just a month ago, and yes, this all kimchi is homemade too – showing two fridges with load about 500 liters each to eye, full of kimchi. Delicious food full of family atmosphere we will remember for long too. Chungji isn’t touristy city at all, where people have really warm hearts. When the other day we came back for steamed buns to the place which Dong showed us previously, and which is completely hidden, woman full of happiness and with big smile made us a coffee and gave some tangerines to have with it. And when on a local market we stopped to eat little steamed dumplings, woman wanted to gave us to try everything she had on offer, without asking for any money.
What would this reality means without behaviors like that? We liked Chungju.
[PL] Droga do Chuncheon zlewa mi się w całość. Nie pamiętam ile dni tam jechaliśmy, przeglądam zdjęcia, żeby przypomnieć sobie gdzie spaliśmy. Pamiętam tylko jak patrzymy na niebo, nadciąga śnieżyca, z niedowierzaniem sprawdzamy ponownie pogodę w telefonie, która mówi nam że mamy bezchmurne niebo.. Doskonale pamiętam, że nikt nigdy nie odmówił nam gorącej wody, nocleg na na wzgórzu w wiacie i -9°c rano w namiocie. Że nasze obiady zmieniły się nie do poznania, ze smażonego tuńczyka z ryżem i kalafiorem w sosie waniliowym z Japonii, zmieniliśmy menu na najszybsze możliwe i ostatnio naszym ulubionym stało się jednogarnkowe danie pt. makaron gotujący się 5min, tuńczyk z puszki, pół butelki majonezu i trochę sera… pamiętam tunele tylko dla rowerzystów z iluminacją i chrapanie kotów w nocy pod wiatą, które powodało że nie wiedzieć czemu, czuliśmy się jakoś bezpieczniej.
[EN] I can’t seperate each days from the way to Chuncheon. Can’t remember how many days it took us, I’m watching pictures to find out where were we sleeping. I just remember us looking at the sky, snow-flurry is coming and we check again forecast in our phone, which says that we have cloudless sky.. I remember that nobody refused us a hot water anywhere, a night on the hill in pagoda and -9°c in the tent in the morning. That our dinners changed completely, from fried tuna steak with rice and cauliflower in vanilla sauce from Japan, to quickest things we can figure out and lately our favorite became one-pot dinner called quick-cooking pasta, tuna from the can, half bottle of mayonnaise and some cheese… i remember tunnels with illumination only for cyclists and snoring of cats sleeping under pagoda which made me feel, don’t now why, more safe.
[PL] W Chuncheon zatrzymaliśmy się trochę z przymusu – najpierw miał padać konkretny śnieg, a później przez kilka nocy temperatura miała wahać się w okolicy -20°c. Z przymusowego przystanku zrobił się jednak całkiem radosny weekend. Poznaliśmy Stephena, amerykanina mieszkającego w Korei od 5 lat, z którym przegadywaliśmy wieczory do późna, a jednego poranka wybierał się przed pracą… pojeździć na nartach. A u nas przez ostatnie dwa tygodnie wracał temat jazdy na snowboardzie i tęsknoty… nawet nie przyszło nam przez myśl, żeby w Korei… ale, tak, oto Kasia stała się najszczęśliwszą osobą na snowboardzie w Azji :).
[EN] In Chuncheon we made a bit forced break – first it had to snow hardly, and then temperatures around -20°c for a few nights. From forced break it turned into really great weekend. We met Stephen, american guy living in Korea for 5 years, with who we were talking until late evenings, and one morning he was going before work for… skiing. And for previous two weeks topic about missing snowboard was coming back very often… we didn’t even thought about doing it in Korea… but, this is how Kasia became the happiest person on snowboard in Asia :).
[PL] Jesteśmy już w Seulu, więc w sumie można by rzec, że wypełnił się czas w Korei. A na pożegnanie dostało nam się jednym z najcięższych dni, jakie mieliśmy kiedykolwiek na rowerze. Połowę drogi i tak wyjechaliśmy pociągiem, bo już w mieście była zawierucha. Ale kolejne 65km, które pedałowaliśmy przez prawie 6 godzin, bolało. Ścieżki całe w śniegu albo w lodzie, więc bardziej by się nadały łyżwy niż rowery, pozabijać się szło. Na termometrze w ciągu dnia –8 i… oczywiście, wiatr, który powodował, że czuliśmy się jakbyśmy sobie pedałowali w zamrażarce z termoobiegiem. Przez 6 godzin jazdy nie znaleźliśmy miejsca, w którym moglibyśmy się zatrzymać, zrobić przerwę i się zagrzać. A nie, w sumie raz stanęliśmy, bo przy autostradzie stały jakieś sklepy. Myśleliśmy, że może jakiś sklepik się znajdzie, albo kawiarnia, ale nie, wszystko napakowane outdoorowymi ciuchami, a nam kończyny odmarzają. Zapakowaliśmy się w końcu do jednego ciuchowego, Kasia zdjęła buty co by jej się stopy zagrzały i przeglądaliśmy sobie tak na boso koszyk z wyprzedażą. Ledwo, ledwo, ale dotoczyliśmy się zmarznięci i zmęczeni do Seulu, daliśmy radę… i nawet pozbieraliśmy po drodze wszystkie pieczątki! :D
[EN] We are in Seoul already, so we could say that our cycling time in Korea nearly passed. And for goodbye we got a hit of one of the hardestt cycling days we ever had on a bike. We took a train away from Chuncheon half-way anyway, as it was crazy windy in the city already. But next 65km which we were cycling for almost 6 hours, ooh, it was painful. Bike paths full of snow or ice, so ice skates would be more useful than a bikes. On thermometer –8 during the day and… of course, wind, which made us feel like we were cycling in a blast chiller. For 6 hours of cycling we couldn’t find a place where we could stop, take a break and warm up a little. No, well, actually once we stopped, as next to highway we’ve seen some shoprs. We hoped that we can find some little shop or cafe there, but no, everything just full of outdoor clothing, and our limbs were just freezing. We entered finally one of these, Kasia took her shoes off so can feet could warm up and we were checking like that basket with sale items. Barely, barely, frozen and tired but we made it to Seoul, we managed…. and we even collected all the stamps on the way! :D
1 comments
Twardziele z Was :)
ReplyDelete