od lipca do sierpnia
Rozpędza się czas, dni zawijają się w pętlę, jeden za drugim, i nawet nie wiemy kiedy, przelatują przez nas. Ale kiedy i jak? Dopiero był czerwiec, a kalendarz wskazuje, że wrzesień za chwilę. Proper lato, pierwsze od sześciu lat niby takie tutaj było. Szczęście mieli rodzice, którzy wpadli na kilka dni w lipcu i im poświeciło słońce. A później dostaliśmy Karolę na własność na trzy tygodnie i też miała szczęście. I my mieliśmy szczęście, bo we trójkę radośniej i pogoda była i kąpać się można było w rzekach, wodospadach i jeździć na rowerze. I zbierać jagody, czereśnie, maliny i je zjadać. Robić ogniska, spać pod namiotem i jeździć na rowerze w ulewnym deszczu. A potem pojechać we trójkę na woodstock, zakochać się w tym miejscu, we wszystkich ludziach dookoła kolejny raz, szaleć na koncertach, kąpać się w błocie i szeroko uśmiechać. Magia.
A potem wróciliśmy i szał sezonu nastał, więc od powrotu na początku sierpnia, mieliśmy do tej pory dwa dni wolnego. Zadyszka… ale już niedługo wróci do normalności. Chyba :).
1 comments
Mam podobne zdjęcie jagód, ale się w ostatniej notce na bloga nie zmieściło :(
ReplyDeleteStrasznie szybko ten czas leci... Niestety. Jeszcze chwila i będę na zaliczeniu z fizyki :(