W domu
Wypiliśmy właśnie shake z Mango, świeżo wyciskany sok z owoców i zjedliśmy najlepsze na świecie Thali. Teraz siedzimy przy internecie, a Kasia właśnie pokazuje miłemu starszemu Panu na mapie gdzie leży Polska... :). W domu? Można tak powiedzieć. Jesteśmy podczas tej podróży w Delhi po raz... czwarty.
Aktywnie spędziliśmy po rowerach kolejne 2 dni w Pokharze. Cały dzień pływania łódkami po Phewa Tal, a kolejnego dnia męcząca, acz cudowna wspinaczka do Sarangkot. Nawet mimo tego, że Himalaje skryły skrzętnie tego dnia swoje szczyty pałatką białych chmur. A wracając z Sarangkot... pierwszy raz jechaliśmy po Nepalu autostopem! Przejeżdżająca malutka ciężarówka wyrzucała akurat kilku Nepalczyków i jechała dalej, a my po prostu podbiegliśmy i spytaliśmy czy jedzie w naszym kierunku. Po chwili podskakiwaliśmy na pace po brzegi wyładowanej piaskiem. Pierwszy raz na stopa w Nepalu i pierwszy raz na pace, na powietrzu, czując powiew wiatru we włosach. I każdą dziurę na ziemii... ;).
Kolejnego dnia wyjechaliśmy do Chitwan z zamiarem pozostania tam przynajmniej dwóch dni. Po przyjeździe dowiedzieliśmy się, że na trasie Chitwan - Kathmandu osunęły się kamienie i droga jest zamknięta. Jako że trzy dni później mieliśmy samolot z Kathmandu do Delhi, dla bezpieczeństwa zrobiliśmy od razu, w dzień przyjazdu Elephant Safari (jazda po dżungli na słoniach) i kolejnego dnia rano wyjechaliśmy już do Kathmandu.
Miło, na ostatnich zakupach głównie, spędziliśmy ostatnie półtora dnia w Kathmandu. Odkryliśmy do tego (no dobra, rodzice odkryli :D) knajpkę nr 1 tego wyjazdu. Żeby było śmieszniej... chińską. Ale tak pysznego, intensywnego, ostrego i w ogóle kubeczki-smakowe-krzyczą-w-niebogłosy jedzenia to nie jedliśmy dawno! Więc jedliśmy tam kolację, śniadanie, obiad, kolację, śniadanie... no i już musieliśmy jechać...
Dolecieliśmy do Delhi. Rodzice wracają już do Polski (teraz są w trakcie nudzenia się na lotnisku), więc poszli dalej w stronę departures, a my wyszliśmy na nasze ostatnie półtora indyjskiego dnia. Jutro, a właściwie pojutrze, ale o 4:40 rano mamy samolot do Sharjah, a stamtąd do Istambułu. No i... spowrotem na drogę. Na stopa do domu. Ależ my będziemy strasznie za Indiami tęsknić!
I niebo płacze. W Delhi leje jak z cebra! Ulice toną w wodzie, a my zastanawiamy się, czy pogoda pozwoli jeszcze jutro nacieszyć się tym miastem. Nawet pałatki, które z założenia miały być przeciwdeszczowe i w ogóle niezłej klasy nie są w stanie wygrać z takim deszczem. Może choć trochę jutro przestanie padać...
2 comments
Na szczęście wspomnienia pozostają na zawsze... :)
ReplyDeleteFotki piękne! Czekam na relacje :)
ReplyDelete